Szef dyplomacji bez hamulców. "Sadystyczna pielęgniarka" Clinton otwiera listę obrażonych


Od przeszłości trudno jest uciec. Boris Johnson - od środy szef brytyjskiej dyplomacji w rządzie Theresy May - może mieć trudne pierwsze miesiące pracy w nowym urzędzie. Wszystko dlatego, że przez lata jako burmistrz Londynu miał w zwyczaju przede wszystkim obrażać najważniejszych zachodnich polityków.

Gdy w 2015 r. wyruszał do Stanów Zjednoczonych, brytyjska stacja ITV News wiedząca o jego planowanym spotkaniu z byłą sekretarz stanu Hillary Clinton, zapytała w jaki sposób się z nią przywita, skoro tak chętnie obrażał ją w przeszłości.

Lady Makbet i kenijskie dziedzictwo Obamy

Najprawdopodobniej przyszła prezydent Stanów Zjednoczonych została bowiem w ostatnich ośmiu latach uznana przez Johnsona za "apatyczną", a także "sadystyczną", wszystko w kontekście paranoicznej atmosfery "szpitala psychiatrycznego", który chyba naturalnie pozwalał kojarzyć ją z postaci siostry Ratched - bohaterki "Lotu nad kukułczym gniazdem".

Dla Johnsona Hillary Clinton była też jednak "lady Makbet". Kilkakrotnie robił aluzje do teorii spiskowych nawiązujących do samobójstwa bliskiego przyjaciela Clintonów, Vince’a Fostera w 1993 r., mówiąc, że broń w jego ręce była dziwnie ułożona.

W 2007 r. w wywiadzie dla dziennika "The Telegraph" mówił z kolei, że wszedł do polityki, by walczyć z ludźmi obłudnymi, a Hillary Clinton "reprezentuje wszystko, przeciwko czemu zawsze występował".

Później chciał, by to Hillary Clinton została prezydentem, tłumaczył jednak, że powinno na tym zależeć wszystkim, którzy kochają Amerykę, dlatego że będzie to oznaczało powrót do Białego Domu Billa Clintona. "A skoro ten potrafi sobie poradzić z Hillary, poradzi sobie z każdym światowym kryzysem" - dodał.

W 2015 r. Boris Johnson przeprosił za swoje uwagi z przeszłości byłą sekretarz stanu i podobno zostały mu one wybaczone.

Magazyn "The Atlantic" kilkanaście godzin po nominacji Johnsona na szefa dyplomacji napisał, że dobrym pomysłem byłoby zorganizowanie sobie przez niego podróży "po odkupienie win". "Byłby to najlepszy chyba start jego urzędowania" - ironizuje amerykańskie pismo.

Mógłby zacząć od przeproszenia Baracka Obamy. W czasie kampanii ws. Brexitu, po wypowiedziach Amerykanina zachęcających Brytyjczyków do pozostania w Unii, Johnson zaatakował prezydenta udzielając wywiadu bulwarówce "The Sun". Powiedział wtedy, że Obama to hipokryta i powinien przeprosić Brytyjczyków za usunięcie swego czasu jednego z popiersi Winstona Churchilla z Białego Domu [jest ich tam kilka - red.]. Johnson uznał, że w tamtej chwili przez Obamę "przemówiło jego pół-kenijskie dziedzictwo i niechęć do brytyjskiego kolonializmu, którego Churchill tak bronił".

Merkel, Juncker i "żarłoczna łasica"

By oddać mu sprawiedliwość, należy dodać, że konserwatysta nie przepadał też za republikańskim poprzednikiem Obamy - Georgem W. Bushem, którego nazywał m.in. "niemym, skośnookim, teksańskim podżegaczem wojennym".

Donalda Trumpa też już obraził. Uznał go za mówiącego "bez sensu", powiedział, że "bardzo się martwi" jego możliwym zwycięstwem w jesiennych wyborach, a "do niektórych części Nowego Jorku [rodzinnego miasta Johnsona, który ma też amerykańskie obywatelstwo - red.] nie pojechałby po prostu dlatego, że mógłby się tam na Trumpa natknąć".

W Europie nie szło mu nigdy lepiej. Angelę Merkel w ostatnich miesiącach oskarżył o podjęcie "odrażającej decyzji" związanej z pozwoleniem na ściganie niemieckiego komika, na którego skecz obraził się prezydent Turcji. Szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera nazwał "z natury podstępnym", wiosną zaś stwierdził, że to "prawdziwa ulga", że "syryjska armia przejęła kontrolę nad Palmirą" z jej starożytnymi ruinami i "nie może się oprzeć uczuciu radości z powodu sukcesów jednego z najstraszniejszych reżimów".

W 2006 r. napisał krytyczny tekst o własnej partii, stwierdzając w nim, że "ostatnie 10 lat wśród nas, torysów, wyglądało jak mordowanie wodzów, kanibalizm i orgie w stylu papuańskim". Attache Papui Nowej Gwinei w Londynie nie był tym zachwycony.

Na koniec należy się cieszyć, że Johnson nie jest szefem resortu spraw wewnętrznych - stwierdza "The Atlantic", wskazując, że obecną pierwszą minister Szkocji Nicolę Sturgeon nazywał od ubiegłego roku już m.in. "lisem w kurniku", "złodziejem klejnotów", "królem Herodem" i "żarłoczną łasicą".

Autor: adso\mtom / Źródło: The Atlantic, Guardian, The Telegraph

Tagi:
Raporty: