Pożar w barze Cuba Libre w Rouen, w którym zginęło 13 młodych ludzi, wywołało całkowicie przypadkowe zaprószenie ognia - podała francuska policja. Po północy, kiedy na salę wniesiono tort, na podłogę spadły świeczki, natychmiast zapalił się dywan, a po chwili płonęło wszystko wokoło. Sześć osób trafiło do szpitala, jedna - najciężej poparzona - walczy o życie.
Pożar wybuchł w sali położonej w podziemiach lokalu La Cuba Libre, w którym bawiło się około 20 osób. Policja poinformowała agencji Reutera, że małe pomieszczenie natychmiast zajęło się ogniem, wypełnił je czarny, gęsty i toksyczny dym.
- Duża cześć zmarłych zginęła w płomieniach, inni zmarli z powodu toksycznego dymu - powiedział policjant.
Zginęło 13 młodych osób w wieku od 18 do 25 lat. Sześć jest w stanie ciężkim. Policjant powiedział, że jedna z ofiar jest w stanie krytycznym i walczy o życie. Poparzenia objęły 90 proc. jej ciała.
Świeczki spadły na dywan
Wszystko wydarzyło się krótko po północy, kiedy jubilatowi wniesiono tort z zimnymi ogniami i płonącymi świeczkami. Iskry posypały się na podłogę i najprawdopodobniej przez przypadek na ziemię upadły zapalone świeczki. Wszystko to sprawiło, że natychmiast w ogniu stanął dywan. Potem zaczęło płonąć wszystko dookoła.
Wcześniej francuski dziennik "Le Figaro" informował, że toksyczny gaz wydzielił się po tym, jak zaczął topić się sufit. - Nie było wybuchu. Świece, których użyto w czasie przyjęcia, spowodowały pożar sufitu wykonanego z polistyrenu. Uwolnił się gaz, który zatruł ofiary - oświadczyła policja, cytowana przez "Le Figaro".
W pierwszej chwili pojawiła się obawa, że pożar mógł być zamachem terrorystycznym. Kilka dni temu w Rouen odbył się pogrzeb księdza zamordowanego przez dżihadystów w kościele.
Dziennik "Paris Normandie" powołuje się na zastępcę prokuratora, który oświadczył, że doszło do "przypadkowego zaprószenia ognia". Także mer Rouen Yvon Robert oświadczył, że pożar był "całkowicie przypadkowy".
"Nagle wszystko zapłonęło"
Agencja Reutera rozmawiała z Francuzką Valerie Fouquet, która w nocy bawiła się w Cuba Libre. Na chwilę przed wybuchem pożaru wyszła do ogródka. - Powiedziałam mojemu znajomemu, żeby rzucić okiem na to, co dzieje się na tarasie - powiedziała. - Nagle wszystko zapłonęło. Zobaczyliśmy dym i zobaczyliśmy płomienie, krzesłami wybito szyby. Przeraziło nas to i odeszliśmy od budynku.
Kobieta jest wstrząśnięta tym, co wydarzyło się w klubie. - Mogłam zginąć, gdyby nie mój znajomy. Mam dzieci. Miałam dwie przyjaciółki, które były na dole. Także są matkami. To straszne - powiedziała Fouquet.
Autor: dln,pk/ja / Źródło: PAP, Le Figaro, Paris Normandie