Czy Umar Faruk Abdulmutallab, który w Boże Narodzenie chciał wysadzić lecącego do USA Airbusa A330, nie miał szans na zrealizowanie swojej misji? Eksperci BBC twierdzą, że nie.
Z przeprowadzonego przez dziennikarzy eksperymentu - co prawda nie na pokładzie Airbusa a Boeinga 747 - wynika, że siła eksplozji materiałów wybuchowych, które miał na sobie Nigeryjczyk, była niewystarczająca do rozerwania samolotu.
Ukryty w bieliźnie zamachowca pentryt nie spowodowałby uszkodzenia kadłuba, które mogłoby zakończyć się katastrofą, przekonuje dr John Wyatt, oenzetowski specjalista od międzynarodowego terroryzmu i materiałów wybuchowych.
Eksperyment potwierdza jego słowa.
Bez ofiar by się nie obeszło
Nie oznacza to, że wybuch nie spowodowałby zniszczeń i śmierci. Zginąłby na pewno sam zamachowiec, a także - co wielce prawdopodobne - pasażerowie siedzący najbliżej niego.
Pozostali pasażerowie również mogliby ucierpieć - popękałyby by im bębenki. Zagrożeniem byłby też dym powstały po eksplozji. Do najgorszego jednak by nie doszło.
- Myślę, że to powinno zbudować zaufanie u pasażerów - uważa badający katastrofy lotnicze kapitan J Joseph, który również brał udział w eksperymencie.
Nieudany zamach
Umar Faruk Abdulmutallab, pochodzący z bogatej rodziny, w nocy z pierwszego na drugi dzień świąt Bożego Narodzenia próbował wysadzić w powietrze samolot linii Northwest z prawie 300 osobami na pokładzie.
Miał przy sobie około 80 gramów pentrytu - silnego materiału wybuchowego. Został jednak w ostatniej chwili powstrzymany przez jednego z pasażerów - holenderskiego reżysera Jaspera Schuringę.
Po tym wydarzeniu Amerykanie zaostrzyli kontrolę na lotniskach, a za ich przykładem poszły niektóre kraje europejskie.
Źródło: BBC
Źródło zdjęcia głównego: TVN24