Atak na byłego podwójnego szpiega Siergieja Skripala, którego dokonano tak, jakby sprawcy chcieli zostawić wizytówkę, to ostrzeżenie, jakie Kreml wysłał swym agentom. W znacznie większym stopniu niż akt zemsty - pisze analityk ośrodka Stratfor Scott Stewart.
Skripal, były pułkownik rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, który w przeszłości był skazany w Rosji za szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii, oraz jego córka Julia trafili 4 marca do szpitala w stanie krytycznym. Stracili przytomność w centrum handlowym w Salisbury na południowy zachód od Londynu. Nieco ponad tydzień później brytyjskie służby ustaliły, że zabójcy użyli rosyjskiej broni chemicznej Nowiczok.
"Ślad, który prowadzi do Moskwy"
Posłużenie się taką bronią to ewidentny "ślad, który prowadzi do Moskwy" - pisze Stewart, który uważa, że tak jak w przypadku zabójstwa innego byłego rosyjskiego agenta Aleksandra Litwinienki, Rosjanie "chcieli, aby świat wiedział, kto stał za zabójstwem".
Zemsta na agencie, który przeszedł na stronę wroga, mogła również odegrać rolę w tej historii, "sądzę jednak, że Kreml miał znacznie bardziej aktualny motyw, by nakazać przeprowadzenie tego ataku" - pisze Stewart.
Rosja zostawiła na miejscu zbrodni "swoją wizytówkę"?
Wielka Brytania oficjalnie oskarżyła Rosję o zamordowanie Litwinienki dopiero 10 lat po zabójstwie, a w przypadku Skripala premier Theresa May wysunęła takie oskarżenie w niespełna dwa tygodnie po wydarzeniu. Stewart uważa więc, że Londyn po prostu nie mógł zignorować tym razem faktu, że ataku dokonano tak, jakby Rosja chciała zostawić na miejscu zbrodni "swoją wizytówkę".
Świadczy o tym użycie substancji chemicznej o zastosowaniu wojskowym i ewidentnie pochodzącej z Rosji, choć byłego szpiega, uważa analityk, można było zlikwidować "w sposób znacznie bardziej subtelny, zwłaszcza że Rosja często stosuje takie metody" - argumentuje autor.
Od początku XXI wieku rosyjski wywiad stał się szczególnie agresywny i nie cofał się przed zabójstwami. "Wrogowie Kremla byli mordowani na Ukrainie, w Turcji, na Bliskim Wschodzie i nawet w USA" - przypomina.
Zachodnie agencje wywiadowcze odpowiedziały na to, "podwajając wysiłki, które miały doprowadzić do rekrutacji pracowników rosyjskiego wywiadu" - pisze Stewart.
"Poszukiwano zwłaszcza ludzi znających dobrze programy wymierzone w Zachód oraz takich, którzy mogli pomóc agencjom wywiadowczym zrozumieć naturę rosyjskich operacji i uprzedzić je" - wyjaśnia autor. Przypomina też, że w styczniu 2017 roku w Rosji aresztowano i oskarżono o zdradę grupę agentów FSB i kilku członków ugrupowania hakerów - prawdopodobnie za dostarczenie Zachodowi informacji o programie ingerowania w wybory w USA.
Skripal, skazany w 2006 roku za dostarczanie Wielkiej Brytanii informacji wywiadowczych, w 2010 roku został ułaskawiony przez ówczesnego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa i objęty dokonaną na lotnisku w Wiedniu wymianą czterech rosyjskich więźniów na 10 szpiegów przetrzymywanych przez FBI.
"Zbyt wiele incydentów o poważnych konsekwencjach"
Stewart uważa, że prezydent Władimir Putin stara się teraz wręcz posłużyć rosyjskimi mediami, aby komunikat na temat tego, kto stał za zamachem na Skripala - i inne ofiary rosyjskich służb - był jak najbardziej dobitny. Prezenter Kanału Pierwszego rosyjskiej telewizji państwowej Kirył Klejmienow powiedział 7 marca: "Mam ostrzeżenie: bycie zdrajcą jest jedną z najbardziej niebezpiecznych profesji na świecie" - cytuje Stewart.
"Odnosząc się do Wielkiej Brytanii, Klejmienow skomentował: "Coś tam jest nie w porządku. Może to klimat. Ale w ostatnich latach było tam zbyt wiele dziwnych incydentów o poważnych konsekwencjach. Ludzie są wieszani, truci, giną w katastrofach śmigłowców i wypadają z okien" - pisze autor.
Polemizuje też z ekspertami, którzy uznali, że za zamachem na Skripala nie mogła stać Rosja, ponieważ "uważa się, że wobec ludzi, którzy zostali ułaskawieni i wykorzystani do wymiany szpiegów (i którzy nie wracają do aktywnej pracy wywiadowczej przeciw ojczyźnie), nie szuka się zemsty".
Założenie tych ekspertów polega - w ocenie Stewarta - na tym, że atak Rosjan na Skripala byłby naruszeniem zasad, jakimi kierują się agencje wywiadowcze i uniemożliwiłby na przyszłość wymianę szpiegów.
"Zważywszy jednak na to, jak zuchwale postępuje rosyjski wywiad pod rządami Putina, jak i fakt, że wobec Kremla nie wyciągnięto realnych konsekwencji za bezczelne postępowanie, wygląda na to, że nie ma on realnego powodu, by stosować się do takich zasad" - argumentuje autor.
"Długie ręce rosyjskiego wywiadu dosięgną i zabiją"
W przypadku Skripala "złamano jeszcze jedno stare tabu" - podkreśla Stewart - bowiem tym razem zaatakowano również córkę byłego szpiega.
"Rosja chce przypomnieć agentom swego wywiadu, że zdrada Kremla jest zgubna. I nawet jeśli uda im się wydostać z Rosji, zachodnie agencje nie będą w stanie ich ochronić. Długie ręce rosyjskiego wywiadu dosięgną i zabiją ich oraz ich rodziny" - konkluduje autor.
Autor: kb/ / Źródło: PAP