Sprawca masakry na afgańskich cywilach w Helmandzie wyleciał już z Afganistanu - powiadomił Pentagon. Decyzję o ewakuacji podjął dowódca amerykańskich i afgańskich wojsk w tym kraju gen. John Allen.
Według mieszkańców trzech wsi w prowincji Kandahar na południu Afganistanu, w których doszło do masakry, sierżant armii USA w nocy z soboty na niedzielę chodził od drzwi do drzwi i strzelał do cywilów. Zabił 16 osób, w tym dziewięcioro dzieci; ciała niektórych ofiar podpalił. Żołnierz, który w pojedynkę dokonał ataku, został zatrzymany i do czasu wylotu z Afganistanu był trzymany w bazie NATO. Śledztwo w jego sprawie prowadzą amerykańskie władze wojskowe we współpracy z władzami afgańskimi.
We wtorek prezydent USA Barack Obama zapewnił, że Pentagon uczyni wszystko, by przeprowadzić rzetelne śledztwo. Obama oświadczył, że polecił Pentagonowi, "by nie szczędził wysiłków w przeprowadzeniu pełnego śledztwa". - Zbadamy sprawę, gdziekolwiek by to nas doprowadziło, i zagwarantujemy, że wszystkie zamieszane osoby w pełni odpowiedzą przed sądem, przy całej surowości prawa - wskazał.
Wcześniej minister obrony USA Leon Panetta powiedział, że żołnierzowi, który zabił w niedzielę 16 afgańskich cywilów, w tym dzieci, może grozić kara śmierci. Sprecyzował, że żołnierz trafi przed sąd wojskowy, który w pewnych przypadkach orzeka taką karę.
- Stany Zjednoczone traktują to tak poważnie, jakby to zostali zamordowani nasi obywatele i nasze dzieci - podkreślił prezydent.
W odwecie za masakrę w Kandaharze afgańscy talibowie zagrozili, że podwoją ataki przeciwko siłom USA i będą obcinać głowy amerykańskim żołnierzom.
Źródło: reuters, pap