W grudniu 2012 roku sześciu mężczyzn, w tym pięciu dorosłych i jeden młodociany, napadło na 23-letnią kobietę i jej przyjaciela w autobusie w New Delhi. Kilkakrotnie brutalnie zgwałcili kobietę, zadali jej obrażenia metalowym prętem i dotkliwie pobili jej towarzysza, po czym wyrzucili nagie i półprzytomne ofiary na drogę. Dwa tygodnie później kobieta zmarła w wyniku odniesionych obrażeń.
Sprawa wstrząsnęła indyjską opinią publiczną, a emocje rozgorzały na nowo po tym, gdy we wtorek sąd w New Delhi skazał sprawców na karę śmierci. Po raz pierwszy w historii kobiety głośno zaczęły mówić o tym, że nie czują się bezpiecznie na ulicach, a gwałty są w Indiach prawdziwą plagą.
Korespondentka BBC w New Delhi, Rupa Jha, w poruszającym i szczerym artykule opublikowanym w niedzielę, zwróciła jednak uwagę na kolejny problem, który wciąż pozostaje w Indiach tabu - molestowanie seksualne w rodzinie. Dziennikarka zdecydowała się opisać własną historię, gdyż jako kilkuletnia dziewczynka sama stała się ofiarą przemocy.
Typowa rodzina z klasy średniej
Rupa wychowała się w typowej indyjskiej wielodzietnej rodzinie z klasy średniej. Jak przyznaje, mama zajmowała się domem i większość uwagi poświęcała na to, aby zapewnić rodzinie odpowiednie warunki. - Moje wspomnienia z dzieciństwa są raczej mgliste, ale te dotyczące molestowania nigdy nie odeszły - pisze dziennikarka BBC.
Korespondentka przyznaje, że wychowanie w wielodzietnej było niezwykle cennym przeżyciem, jednak mogło również wpłynąć na to, że stała się ofiarą molestowania seksualnego. W dwupokojowym mieszkaniu, które dzieliła z pięciorgiem rodzeństwa i innymi krewnymi, drzwi nie zamykały się nigdy, a w odwiedziny przychodzili również dalsi członkowie rodziny. Wśród nich mężczyzna, który wykorzystywał dziewczynkę. - Mimo że dom był zawsze pełen ludzi, w tych sytuacjach czułam się zupełnie samotna - wyznała Rupa po latach. Mężczyzna zamykał ją w łazience, aby uciec od wścibskich spojrzeń i tam dotykał ją i całował. - Nienawidziłam tego, ale jak wiele innych osób w tej samej sytuacji, byłam zbyt przerażona, by o tym mówić - przyznała.
Sytuacja ta trwała kilka lat, Rupa przyznaje, że pewnego dnia "coś w niej pękło". - Myślę, że miałam około 10 lat. Pewnego dnia załamałam się i zaczęłam wyć, siedząc na podłodze w łazience - pisze w artykule dla BBC. - Agresor był zszokowany i przerażony. Dlaczego właśnie teraz zdecydowałam się to przerwać - dodaje.
Honor najważniejszy
Gdy sprawa wyszła na jaw, starsza siostra Rupy zaczęła bić mężczyznę "tak mocno, że aż zabrakło jej sił", a rodzice dziewczynki natychmiast wyprosili go z domu. Nie powiadomili jednak policji, a o molestowaniu nigdy więcej nie rozmawiano.
- Po latach zaczęłam się zastanawiać, dlaczego rodzice nigdy nie zgłosili sprawy na policję. Czy moja - tak liberalna i nowoczesna w innych kwestiach - rodzina była zaniepokojona kwestią honoru? - zastanawia się dziennikarka. - W domu nigdy nie dyskutowaliśmy na temat honoru, ale wydaje mi się, że w mojej sprawie był on dla moich rodziców ważniejszy, niż zmierzenie się z tym, co mnie spotkało - stwierdza gorzko.
Kiedy tabu zostanie złamane?
Rupa zaczęła jednak rozmawiać o tym, co ją spotkało, z siostrami, kuzynkami i koleżankami. Ku jej przerażeniu okazało się, że wiele z nich ma za sobą podobne przerażające doświadczenia. Podobnie jak w przypadku dziennikarki, sprawy były zamiatane pod dywan i nie rozmawiało się o nich w domach.
- Kiedy Indie obiegła wiadomość o skazaniu na śmierć sprawców gwałtu na studentce, zaczęłam ponownie zastanawiać się, kiedy zakończy się ta "omerta", kiedy zostanie złamana cisza, która zniszczyła tyle indyjskich rodzin? - pyta korespondentka BBC.
Dziennikarka podkreśla, że cieszy ją debata na temat bezpieczeństwa kobiet na ulicach, jaka rozpoczęła się po gwałcie na 23-latce. Apeluje jednak, aby pamiętać, że zgodnie z danymi indyjskiej policji, 90 proc. ofiar przemocy seksualnej zna sprawców wcześniej, a w wielu przypadkach są oni członkami rodzin wykorzystywanych kobiet.
Autor: kg/jk / Źródło: bbc.co.uk