Spór o działaczy Związku Wypędzonych

 
Eskalacja sporu wokół BdVwww.bund-der-vertriebenen.de

Kolejne kontrowersje wokół fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie". Chodzi m.in. o Arnolda Toelga, przedstawiciela Związku Wypędzonych (BdV) w radzie fundacji, który stwierdził, że przesiedlenie Niemców było "długofalowym planem Polski i częściowo Czech", a wojna wywołana przez Hitlera dała tym krajom okazję realizacji tego planu. Jak donoszą niemieckie media, politycy opozycji chcą jego dymisji.

Media piszą o eskalacji sporu politycznego wokół fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", który rozgorzał tuż przed czwartkowymi obchodami 60. rocznicy ogłoszenia Karty Niemieckich Wypędzonych ze Stron Ojczystych w Stuttgarcie. Dokument ten stanowi fundament dla działalności organizacji wypędzonych.

Kontrowersyjne postaci

Spór toczy się wokół dwóch funkcjonariuszy BdV: Arnolda Toelga i Hartmuta Saengera. Opozycja podnosiła zarzuty już podczas lipcowej debaty Bundestagu na temat powołania rady fundacji. Zostali oni nominowani do rady formalnie jako zastępcy dwóch jej członków. W trakcie debaty przypomniano ich kontrowersyjne wypowiedzi na temat II wojny światowej i wysiedleń Niemców.

Nieczyste sumienie

W ostatnich dniach to Toelg znalazł się w centrum krytyki. W 2000 r. na łamach prawicowego tygodnika "Junge Freiheit" krytykował negocjacje w sprawie odszkodowań za pracę przymusową na rzecz III Rzeszy. - Akurat te kraje, które kierują wobec nas największe żądania, mają dosyć na sumieniu, bo w niezliczonych obozach przetrzymywały setki tysięcy niemieckich robotników przymusowych - mówił wtedy. - Podczas, gdy w Norymberdze niemieccy zbrodniarze wojenni zostali słusznie osądzeni przez zwycięzców, te same kraje popełniły wobec robotników przymusowych podobne zbrodnie jak hitlerowskie Niemcy - kontynuował.

Toelg: nie relatywizuję zbrodni

Wskazuję tylko na fakty. Moje stwierdzenie na temat kwestii nierównego potraktowania robotników przymusowych nie jest sporne. Jest po prostu faktem, że deportacje do pracy przymusowej zostały zakwalifikowane zgodnie ze statutem procesu norymberskiego jako zbrodnia przeciwko ludzkości. Dlatego niemieccy zbrodniarze wojenni słusznie zostali skazani, podczas gdy nie wymierzono kary za to, że jednocześnie Niemcy byli deportowani do pracy przymusow Arnold Toelg

W miniony wtorek Toelg udzielił wywiadu stacji Deutschlandfunk. Zapewnił, że nie chodziło mu o relatywizowanie zbrodni. - Wskazuję tylko na fakty. Moje stwierdzenie na temat kwestii nierównego potraktowania robotników przymusowych nie jest sporne. Jest po prostu faktem, że deportacje do pracy przymusowej zostały zakwalifikowane zgodnie ze statutem procesu norymberskiego, jako zbrodnia przeciwko ludzkości. Dlatego niemieccy zbrodniarze wojenni słusznie zostali skazani, podczas gdy nie wymierzono kary za to, że jednocześnie Niemcy byli deportowani do pracy przymusowej - powiedział. Jak dodał, liczbę Niemców świadczących prace przymusową oszacował na milion, setki tysięcy z nich zmarło.

Plan Polski i Czech

W opinii Toelga, wojna wywołana przez Hitlera, dała takim państwom, jak Polska i Czechy szansę "na pozbycie się Niemców". - To był długofalowy plan Polski oraz częściowo także Czech. Już w 1848 r. chciano ustalić linię Szczecin-Triest. Zatem nastąpiło kilka spraw: Z jednej strony była wojna Hitlera, która wyrządziła w tych krajach okropności. Z drugiej strony było to na rękę polskiej i zapewne też czeskiej polityce, patrząc na londyński rząd na emigracji, który intensywnie starał się o to, by dostać niemieckie tereny wschodnie. I dlatego należy widzieć też winę po drugiej stronie - powiedział Toelg, według stenogramu wtorkowego wywiadu.

Krytyka opozycji

Za swoje wypowiedzi dostało się Toelgowi od opozycji, między innymi od polityk SPD Angeliki Schwall-Dueren. - Wypędzeni bez wątpienia doznali wielkich cierpień. Wielu z nich angażowało się mimo to w pojednanie i współpracę. Wypowiedzi Toelga relatywizujące zbrodnie nazistowskie są jednak potężnym policzkiem wymierzonym w naszych sąsiadów, których miliony padły ofiarą nazistowskiego terroru - powiedziała Schwall-Dueren dziennikowi "Die Welt". Jej zdaniem ten, kto reprezentuje takie poglądy, jest przeszkodą w rozliczeniu historii wypędzeń. W ocenie szefowej Zielonych Claudii Roth, fundacja, w której radzie będą zasiadać obaj kontrowersyjni działacze BdV, nie spełni celu, jakim jest pojednanie z sąsiadami Niemiec.

Także przedstawiciele Centralnej Rady Żydów w Niemczech oraz Centralnej Rady społeczności Sinti i Romów mówią o "afroncie", jakim była nominacja Toelga i Saengera.

Steinbach w obronę

Za działaczami BdV murem stanęła natomiast szefowa organizacji Erika Steinbach. Jej zdaniem żaden z nich nie jest rewanżystą, a przytaczane wypowiedzi wyrwano z kontekstu, by przeszkodzić w realizacji projektu upamiętnienia wysiedleń. - Ten, kto ma coś przeciwko nominacjom, może opuścić fundację - oświadczyła w rozmowie z "Die Welt".

Również poseł bawarskiej chadecji CSU i członek rady fundacji Stephan Mayer oświadczył, że krytyka pod adresem dwóch działaczy BdV jest niezrozumiała. - Fakt, że Niemcy wywołały wojnę, nie może pozbawiać prawa do stawiania pytań o to, co inni uczynili Niemcom w okresie międzywojennym oraz po wojnie - ocenił.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: www.bund-der-vertriebenen.de