Mężczyzna, który zginął w wyniku rany postrzałowej w rezydencji szefa rządu Szwecji Fredrika Reinfeldta w centrum Sztokholmu prawdopodobnie nie został zaatakowany. - Badamy tę sprawę jako samobójstwo lub wypadek związany z pracą - poinformował rzecznik miejscowej policji. Premiera i jego rodziny nie było w chwili incydentu w rezydencji.
Policja o strzałach została zaalarmowana telefonem o 13.11.
Na miejscu pojawili się funkcjonariusze i karetki pogotowia. Okazało się, że poważnie postrzelony został jeden z mężczyzn w Pałacu Sagerska - sztokholmskiej rezydencji premiera Reinfeldta. Mężczyzna nie był ochroniarzem premiera, jak początkowo podawano. Miał wszystkie przepustki i pracował w budynku od dłuższego czasu.
Wypadek w pracy?
- Nie mamy żadnych dowodów, które mogłyby wskazywać na to, że strzały były w jakikolwiek sposób powiązane ze sprawami polityki, czy obecnego rządu - stwierdził rzecznik gabinetu Reinfeldta w krótkim oświadczeniu tuż po tym, jak informacje o incydencie pojawiły się w lokalnych mediach.
Wkrótce potem agencja Reutera poinformowała, że mężczyzna w wyniku odniesionej rany zmarł.
Rzecznik policji, Towe Haegg, powiedział, że ze wstępnych ustaleń wynika, że "w pałacu nie ma śladów zbrodni". - Badamy tę sprawę jako samobójstwo lub wypadek związany z pracą - wytłumaczył.
Tygodnik "Time" podał na swych stronach internetowych w piątek po południu, że siedziba premiera chroniona jest przez prywatną firmę ochroniarską Svensk Bevakningstjanst, a jej rzeczniczka Maria Fernsund potwierdziła, że zmarły był jej pracownikiem. Odmówiła jednak podania dodatkowych informacji.
Pałac Sagerska jest służbową rezydencją szefa szwedzkiego rządu, sąsiaduje z kancelarią premiera.
"Time" przypomina, że ochrona wysokiej rangi szwedzkich polityków została silnie wzmocniona po zabójstwie premiera Olofa Palme w 1986 roku i zasztyletowaniu minister spraw zagranicznych Anny Lindh w roku 2003. Żadne z nich nie miało przy sobie ochroniarzy w chwili ataku.
Autor: adso\mtom / Źródło: Aftonbladet, Reuters