Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski spotkał się w Afganistanie z dawnym przyjacielem z czasów wojny z ZSRR Ismailem Chanem. Niegdyś przywódca mudżahedinów jest obecnie ministrem wody i energii. Obaj wspominali czasy walki z Sowietami.
Do spotkania doszło w środę w Heracie w zachodnim Afganistanie, ale ze względów bezpieczeństwa poinformowano o nim w czwartek. Minister przyjechał tam na zakończenie rozpoczętej w poniedziałek wizyty, która obejmowała Pakistan i Afganistan.
- Tutaj walka była szczególnie trudna, bo była prowadzona na otwartej przestrzeni, nie w górach. Gdy w 1987 roku przebywałem tutaj jako gość Ismaila Chana, cała ta przestrzeń to było jedno wielkie morze ruin, a Herat nazywano wtedy małą Hiroszimą. Walczono o każdy dom, tak jak u nas w Powstaniu Warszawskim - wspominał Sikorski, który jako korespondent zachodnich mediów przybył w drugiej połowie lat 80. do Afganistanu, stając po stronie mudżahedinów walczących z ZSRR.
Tutaj walka była szczególnie trudna, bo była prowadzona na otwartej przestrzeni, nie w górach. Gdy w 1987 roku przebywałem tutaj jako gość Ismaila Chana, cała ta przestrzeń to było jedno wielkie morze ruin, a Herat nazywano wtedy małą Hiroszimą. Walczono o każdy dom, tak jak u nas w Powstaniu Warszawskim =. Radosław Sikorski
- Dzisiaj Herat kwitnie, jest jednym z najzamożniejszych miejsc w Afganistanie (...). Jest miejscem, w którym widać, że to, o co kiedyś walczyliśmy i o co dzisiaj walczą nasi żołnierze, było tego warte. To pokazuje, że Afganistan też ma swoją szansę i teraz ją wykorzystuje - dodał minister.
"Dzieliliśmy trudy"
W towarzystwie Ismaila Chana, którego nazywał swoim przyjacielem z czasów wojny, wspominał walki z armią ZSRR. - Dzieliliśmy trudy i ryzyka tej podróży, tygodnie ostrzału rakietowego, bombardowań. Pan minister Ismail Chan jest ostatnim z wielkich dowódców wojny ze Związkiem Radzieckim. Konsultacja z nim, jego opinia o tym, w którym kierunku zmierza Afganistan, są dla mnie pouczające i bardzo ważne - mówił.
Dziennikarzom pokazywał też miejsce, gdzie w 1987 roku zrobił zdjęcie rodziny afgańskiej zabitej w radzieckim bombardowaniu, za które dostał nagrodę World Press Photo.
"Nie było chwili bez eksplozji"
Ismail Chan mówił o Sikorskim jako o "wielkim przyjacielu afgańskiego ludu, który przybył jako dziennikarz, by wesprzeć walkę Afgańczyków" i dziękował mu za jego dokonania.
- Jestem pewien, że minister pamięta, co się tutaj działo. Nie było chwili bez eksplozji albo walk w Heracie. Dzisiaj, dzięki Bogu, sytuacja jest całkowicie inna. Miasto jest spokojne. Herat stał się domem dla Afgańczyków ze wszystkich stron kraju - mówił.
Wspominał też walki i obecnego szefa polskiej dyplomacji z czasów wojny. - Kiedy 24 lata temu spotkaliśmy się pierwszy raz z ministrem, podczas wojny, był młodym dziennikarzem (Sikorski miał 24 lata - red.). Dorastał w sytuacji bardzo ciężkiej: wojna, zniszczenia, nie było warunków do życia - powiedział, nazywając Sikorskiego, ze względu na przeżyte doświadczenia wojenne i pokonane na piechotę tysiące kilometrów, "najsilniejszym człowiekiem na świecie".
Miejsca pamięci dżihadu
Sikorski z Ismailem Chanem zwiedzili miejsca pamięci dżihadu w Heracie i okolicach miasta: świątynię Gazargah, Muzeum Dżihadu eksponujące zdobyczny wojskowy sprzęt radziecki oraz zdjęcia i pamiątki z czasów walk, a także cytadelę pochodzącą z czasów Aleksandra Macedońskiego, gdzie zjedli tradycyjną prostą kolację.
Szef polskiej dyplomacji spotkał się też z czytelnikami swojej wydanej w kilku językach, także po persku, książki "Prochy Świętych" o wojnie afgańskiej. W bazie wojskowej, do której przyjechał z Kabulu, rozmawiał również z włoskim dowódcą miejscowych sił ISAF, generałem Carmine Masiello.
W czwartek po południu minister wrócił do kraju na pokładzie samolotu specjalnego Tu-154M.
Źródło: PAP