Sielanka, słońce i ukryte ślady po buldożerach. Tam biło serce tureckiego buntu

Aktualizacja:
Tak wygląda park Gezi po protestach
Tak wygląda park Gezi po protestach
Olga Bierut, Bartłomiej Krzysztan | tvn24
Tak bije serce tureckich protestówOlga Bierut, Bartłomiej Krzysztan | tvn24

- Tam, gdzie te dzieci bawią się na huśtawkach, tam stała policja, celując w ludzi z armatek wodnych - pokazują stali bywalcy parku Gezi i zapraszają na spacer po własnym zwycięstwie. To właśnie spór o ten park zapoczątkował pod koniec maja wielotysięczne protesty w całej Turcji, które nadszarpnęły wizerunek kraju i ukazały głębokie w nim podziały na przeciwników i zwolenników rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju premiera Recepa Tayyipa Erdogana.

Wystarczy dziesięć minut, żeby spacerem okrążyć stambulski park Gezi, serce tureckiej rewolucji. To jedyna zielona wyspa w promieniu kilku kilometrów, bo centrum 17-milionowego miasta usiane jest raczej wieżowcami. – Prawdziwa wyspa – przytakuje Osman, który od dwudziestu lat w każde popołudnie przychodzi tu z zapasem chleba, żeby karmić wałęsające się psy i koty. – No, w prawie każde – poprawia się i zaraz przypomina: - Bo zamiast psów, to tu przecież przez miesiąc wałęsała się policja.

Dlaczego? Osman tylko macha ręką. – Każdy to przecież wie, ten park umierał – mówi i zaprasza na spacer. – O, proszę zobaczyć, tam gdzie te dzieci bawią się na huśtawkach, tam stali z tarczami, celując w ludzi z armatek wodnych. Tutaj wjechały buldożery, nadgryzły trochę ziemi i wyrwały drzewo, teraz ktoś się tam opala. A tam, gdzie sprzedają ananasy, na tej betonowej wylewce, stała budka policji. Cała spłonęła – pokazuje.

Sielankowe serce rewolucji w pełnym słońcu

Ale ciężko cokolwiek zauważyć. Gdyby nie prowizorycznie rozłożone na trawniku w samym centrum parku czarno-białe zdjęcia i płonące znicze, przez serce tureckiej rewolucji można by przejść nawet nie wiedząc, że depcze się po śladach słynnej protestującej w czerwonej sukience, którą fotograf uchwycił akurat w momencie, kiedy z armatki wodnej dostała prosto w twarz. – Taka bezbronna stała, rozpuszczone włosy, jakieś korale na szyi, a zaatakowali ją jakby przyszła do parku uzbrojona po same zęby. Stała się symbolem, ale takich jak ona było tu tysiące – przyznaje Murat.

Symbolem, to wiadomo. Ale walki o co? Na oko – o około setkę drzew rozsianych wokół dwóch fontann, malutkiego placu zabaw i skromnego zestawu krzyżujących się alejek. To wszystko? – Drobnostka, prawda? – podnosi brwi z uśmiechem Recai. – Bo to wszystko nie tak. To przecież nie chodziło o park Gezi, tylko o naszego premiera – mówi.

Walka wcale nie o park

Recep Tayyip Erdogan stanął na czele tureckiego rządu w 2003 roku. – I nagle zaczął być mentalnym dyktatorem. Mówił ludziom, jak mają żyć; że przypadkiem nie powinni całować się w miejscach publicznych, w parkach, w metrze; kobietom nakazywał: macie mieć minimum trójkę dzieci. Zapewniał, że jest wierzącym człowiekiem, a przy okazji wyprzedawał po kolei wszystko, co Turcja miała najlepszego: parki i lasy dostawały się w ręce międzynarodowych korporacji – wymienia Recai. Efekt? Gospodarczy skok. I nic więcej. – Ludzie się złościli, denerwowali, gotowali w sobie. Ale każdy myślał: jestem w tym buncie osamotniony. I nie robił nic – tłumaczy Recai.

Kiedy pod młotek poszedł kolejny fragment zieleni, a robotnicy zaczęli szykować buldożery na park Gezi, ktoś jednak coś zrobił. – Ktoś, całe kilkanaście, może dwadzieścia osób – śmieje się Recai. Ale wystarczyło. – O, tam rozbili swoje namioty – pokazuje na miejsce na trawniku, na którym właśnie ktoś rozłożył koc i ucina sobie drzemkę. Bo cały park Gezi sprawia wrażenie, jakby był wylęgarnią zrelaksowanych mieszkańców Stambułu, a nie symbolem rewolucji, w której łącznie zginęło osiem osób, a kolejnych osiem tysięcy z obrażeniami trafiło do szpitali w całym kraju.

Zaczęło się od jogi na trawniku

- Sielankowo wygląda teraz i sielankowo wyglądało wtedy – kiwa głową Recai i opowiada, jak wokół namiotów leżały maty, a ekolodzy chcący walczyć o drzewa w parku swój sprzeciw wobec wycinki prezentowali ćwicząc jogę i grali na gitarach. – Było pokojowo. To byli młodzi ludzie. Poszli spać, a z samego rana obudziły ich armatki wodne i duszący gaz. To był brutalny atak – opowiada Turek.

I właśnie informacja o rozproszeniu protestujących przez policję ściągnęła do parku Gezi i w okolice stambulskiego placu Taksim tysiące ludzi. – Przyszli wszyscy, młodzi, starzy, politycy, ci zupełnie niezorientowani co się dzieje, religijni i niewierzący. I co? I zobaczyli, że jednak nie są osamotnieni w swoim gniewie; że są ich tysiące, setki tysięcy. A przyszli nie po to, żeby bronić parku. Przyszli po to, żeby zamanifestować, że nie chcą żyć w kraju, w którym dzieją się tak okrutne rzeczy – tłumaczy Recai.

Taksim kislasi. Tak wyglądało miejsce, w którym teraz rosną drzewa parku GeziWikipedia

Na spacer po parku Gezi zaprasza też Ali Yiğit, rzecznik burmistrza tej części Stambułu, w której rosną bronione przez protestujących drzewa. - My tu chcieliśmy postawić piękny budynek. Na około obecnego parku miały być arkady, a w nich muzeum Beyoğlu, naszej dzielnicy i kilka sklepików. Miał też stanąć tu meczet - mówi. Wizualizacji planowanej budowy jeszcze nie ma.

Zupełnie pusty plac?

Ale dlaczego akurat tu? - A no dlatego, że przed protestami ten park był zupełnie pusty, nikt tu nie przychodził. Postawiliśmy nawet komisariat przy jednej z uliczek, bo strach było tędy chodzić po zmierzchu. Ten budynek odmieniłby centrum miasta, ono by rozkwitło - zapewnia.

Siada na murku pod jednym z drzew, bo wszystkie ławki są zajęte. Przyznaje, że podoba mu się teraz park Gezi. Skąd tu tyle ludzi, skoro wcześniej cicho jak makiem zasiał? - Teraz przychodzą tłumy, bo wszyscy są ciekawi. Jak widać, nawet dziennikarze z Polski aż przyjechali żeby zaglądnąć - śmieje się. I zaraz pyta: - Kamera jest wyłączona? - sprawdza i głęboko wzdycha: - Mi strasznie szkoda tych ludzi, którzy tu walczyli. Tak nie powinno się stać - mówi.

Dla tysięcy Turków park Gezi to symbol, ale nie tylko ze względu na wydarzenia ostatnich miesięcy. Prawie siedemdziesiąt lat temu w miejscu parku mieściły się koszary wojskowe, zbudowane w 1806 roku z polecenia sułtana Selima III. To tutaj przegrupowywały się wojska przed wydarzeniami, które okazały się najmroczniejszymi kartami w historii Imperium Ottomańskiego.

Przegrany krwawy konflikt bałkański w latach 1877-1878, rzezie, przegnania Ormian i Asyryjczyków za panowania Abdülhamida II, brutalne reakcje na niepodległościowe dążenia Greków, Kurdów i narodów bałkańskich.

Niechlubne miejsce na mapie

Z opowieści Turków wynika, że budynek koszar skrywał wiele mrocznych tajemnic. Choć trudno o potwierdzenie, podczas I wojny światowej miał być więzieniem i miejscem kaźni zagranicznych agentów. Głównie brytyjskich, a także opornych rewolucjonistów, zarówno komunistów, jak i młodoturków. W 1908 roku ci ostatni doprowadzili do drugiej zmiany konstytucji, zmuszając sułtana do ponownej zmiany ustroju z monarchii absolutnej na konstytucyjną.

Podobnie jak po pierwszej reformie konstytucyjnej w 1876 roku szybko pojawiły się nastroje reakcyjne, próbujące przywrócić sułtanowi pełnię władzy. W efekcie w kwietniu (według kalendarza gregoriańskiego) 1909 roku obrońcy nowego porządku podpalili budynki złowrogich koszar przy placu Taksim. Wydarzenie przeszło do historii jako incydent 31 marca, stając się charakterystycznym symbolem niezgody na restaurację zamordystycznego i wstecznego ustroju Imperium Otomańskiego.

Po likwidacji sułtanatu w 1920, Mustafa Kemal Atatürk, ojciec republiki, nie zdecydował się jednak wyburzyć złowieszczego symbolu. W latach 1921-1940 częściowo przebudowany budynek służył za stadion piłkarski dla trzech najważniejszych klubów piłkarskich Stambułu – Beşiktaşu, Galatasaray i Fenerbahҫe. Został zamknięty w 1939 roku i wyburzony w rok później. W ten właśnie sposób powstał park Gezi, przypominający swoim zielonym spokojem o niechlubnej przeszłości miejsca.

"Kolos na glinianych nogach"

Ponad 70 lat od wyburzenia koszar, burmistrz stambulskiej dzielnicy Beyoğlu, postanawia odbudować budynek. Ma on stać się wszechstronnym centrum łączącym w sobie funkcje muzeum i centrum handlowo-rekreacyjnego. Część z drzew ma pozostać w środku, by zapewniać mieszkańcom Stambułu zielone miejsce do wypoczynku.

– To bzdura – twierdzi Umay, młoda Turczynka z Ankary. - Tych drzew od strony placu nie będzie nawet widać. I pewnie nie wszystkich do środka będą wpuszczać – denerwuje się. - Zresztą to kolos na glinianych nogach. – dodaje Ilhan, chłopak Umay, profesjonalnie zajmujący się inżynierią budowlaną – Mamy teraz budowlany boom inwestycyjny. Ale to tylko kwestia czasu, kiedy bańka stworzona przez AKP pęknie - dodaje.

Autor: Olga Bierut, Bartłomiej Krzysztan/mtom/zp / Źródło: TVN24 Wrocław

Źródło zdjęcia głównego: tvn24

Tagi:
Raporty: