Samochód wypadł z autostrady. Pasażerka jeszcze trzy dni później wołała o pomoc

Źródło:
BBC, The Scotsman
Interwencja brytyjskiej policji
Interwencja brytyjskiej policjiReuters Archive
wideo 2/2
Interwencja brytyjskiej policjiReuters Archive

Brytyjska para zginęła po tym, jak ich samochód wypadł z autostrady w Szkocji. Z nowego dochodzenia władz wynika, że kobieta miała szansę przeżyć, gdyby nie "organizacyjne fiasko" w centrum powiadamiania ratunkowego. Ciężko ranna 25-latka spędziła we wraku pojazdu trzy dni.

Samochód, którym jechał 28-letni John Yuill i 25-letnia Lamara Bell, wypadł z autostrady M9 w pobliżu Stirling i spadł z nasypu 5 lipca 2015 roku. Prowadzący pojazd Yuill zginął na miejscu. Jak później ustalono, mężczyzna kilka godzin wcześniej zażywał marihuanę i spożywał alkohol. Służby dotarły na miejsce trzy dni po wypadku. Ciężko ranna Bell została zabrana do szpitala, ale jej życia nie udało się uratować.

W dniu wypadku rolnik John Wilson zauważył rozbity samochód na dole nasypu i zadzwonił na policję pod numer 101. Zgłoszenie jednak nie zostało zarejestrowane w systemie. Trzy dni później inny rolnik zauważył pojazd i usłyszał, jak Bell woła o pomoc. Dopiero po jego telefonie służby przybyły na miejsce.

ZOBACZ TEŻ: Tragedia na wycieczce szkolnej. 10-latka zginęła w lawinie błotnej

25-latka trzy dni czekała na pomoc medyczną

W czwartek, 30 maja 2024 roku, brytyjskie media poinformowały o zakończeniu dochodzenia w sprawie śmierci pary. Szeryf James Williamson wskazał w raporcie, że ranna kobieta prawdopodobnie przeżyłaby, gdyby "organizacyjne fiasko" w systemie obsługi połączeń policji. Szkockie służby nie posiadały systemu sprawdzającego, czy władze odpowiedziały na zgłoszenie o wypadku, co miało "fatalne konsekwencje" dla 25-latki - ustalono w toku dochodzenia.

Władze przekazały, że Brian Henry, który odebrał telefon od rolnika w dniu wypadku, robił odręczne notatki na temat zgłoszeń. Policjant, pracujący w centrum powiadamiania ratunkowego w ramach nadgodzin, nie zdążył sprawdzić, czy zgłoszenie wypadku przy autostradzie zostało zarejestrowane, ponieważ "przerwano mu" sprawdzanie. Szeryf Williamson uznał w nowym raporcie, że funkcjonariusz był niewystarczająco przeszkolony.

ZOBACZ TEŻ: Skandal z zakażoną krwią to nie wypadek, a "rząd ukrywał prawdę". Raport mówi o tysiącach ofiar

"Gehenna" rodzin zmarłych w wypadku

Szkocka policja przyznała, że nie przeszkoliła Henry'ego i innych pracowników spoza głównego zespołu zajmującego się obsługą zgłoszeń. Rodzina zmarłej Bell otrzymała 1 mln funtów odszkodowania od szkockiej policji w ramach ugody zawartej w 2021 roku, przypomniał w czwartek portal dziennika "The Scotsman". We wrześniu 2021 roku sąd w Edynburgu ukarał policję grzywną w wysokości 100 tys. funtów za uchybienia w zakresie bezpieczeństwa, które "w znaczący sposób" przyczyniły się do śmierci kobiety.

Ojciec zmarłego 28-latka, Gordon Yuill, powiedział, że akceptuje fakt, iż do wypadku doszło z winy jego syna, ale nie chciałby, aby ktokolwiek przechodził przez "gehennę", jakiej rodziny zmarłych doświadczyły w ciągu ostatnich dziewięciu lat. - Próbowaliśmy opłakiwać mojego syna, ale nam nie pozwolono - powiedział mężczyzna, cytowany przez brytyjskie media w czwartek. - Nie winię tego funkcjonariusza (Henry'ego - red.). Nie wydaje mi się, by został odpowiednio przeszkolony do obsługi systemu - dodał.

ZOBACZ TEŻ: Burmistrz w areszcie. Media: miał płacić publicznymi pieniędzmi wróżce za rozmowy ze zmarłym ojcem

Autorka/Autor:wac//mro

Źródło: BBC, The Scotsman

Źródło zdjęcia głównego: Google Street View