"Rząd sam wysadził swoich ministrów"


Somalijscy rebelianci nie przyznają się do czwartkowego zamachu w Mogadiszu. Rzecznik organizacji al-Szabab twierdzi, że za śmierć 22 osób, w tym trzech ministrów prozachodniego rządu, odpowiada sam rząd.

Natychmiast po czwartkowej eksplozji w jednym ze stołecznych hoteli podejrzenie o jej spowodowanie padło na radykalnych islamistów, którzy domagają się wprowadzenia w Somalii prawa szariatu.

Jednak rebelianci zaprzeczają. - Oświadczamy, że al-Szabab nie stał za tą eksplozją. Sądzimy, że to spisek zorganizowany przez sam rząd - poinformował rzecznik rebeliantów szejk Ali Mohamud Rage.

Dodał, że jego organizacja "nie obiera sobie za cel niewinnych ludzi".

Ludzie rządu są winni

- Wiemy, że niektórzy tak zwani przedstawiciele rządu opuścili miejsce eksplozji zaledwie kilka minut przed atakiem. Dlatego jasne jest, że to oni stali za zamachem - podkreślił Rage. Według niego we wspieranym przez Zachód rządzie od dawna dochodzi do starć.

Z kolei według Zachodu, a w szczególności USA, al-Szabab to jedyne somalijskie ugrupowanie, które w przeszłości organizowało zamachy samobójcze.

W dodatku jest powiązane z Al-Kaidą i próbuje przejąć władzę w kraju, który od od 1991 roku znajduje się w stanie anarchii.

Źródło: PAP