Rosja jako "wielkie mocarstwo morskie" to ułuda. Deklaracje Kremla bez pokrycia

Rosyjska flota nie będzie oceaniczną potęgąmil.ru

Z okazji święta floty Kreml ogłosił swoje kolejne wielkie plany zbrojeniowe, tym razem morskie. Podobnie tak jak wiele wcześniejszych także i te w znacznej mierze są i pozostaną propagandą, bo Rosja nie będzie oceanicznym mocarstwem. Po odcedzeniu deklaracji bez pokrycia widać wyraźnie, że Moskwa ma znacznie skromniejsze i bardziej realistyczne ambicje.

Kreml przedstawił swoją oficjalna wizję przyszłości floty z okazji święta tego rodzaju sił zbrojnych. We wszystkich większych bazach morskich odbyły się uroczystości i parady, a Władimir Putin zaszczycił swoją osobą Bałtijsk w obwodzie kaliningradzkim - główną bazę Floty Bałtyckiej. Tam oznajmił, że przyjęto nową doktrynę morską Rosji.

Rosjanie deklarują, że chcą wzmocnić swoją obecność na Atlantyku, Morzu Śródziemnym, Pacyfiku oraz w Arktyce. - Przyczynami przyjęcia nowej doktryny są zmiany w sytuacji międzynarodowej i obiektywne umocnienie się Rosji jako wielkiego mocarstwa morskiego - powiedział w swoim tradycyjnym bombastycznym stylu wiceprezydent Dmitrij Rogozin.

Mało konkretów

Użycie określenia "wielkie mocarstwo morskie" w przypadku Rosji jest nadużyciem. Jej flota jest owszem silna, ale w znacznej mierze to efekt inwestycji poczynionych jeszcze w czasach ZSRR. Obecnie tylko jedno państwo można nazwać "wielkim mocarstwem morskim" i są to Stany Zjednoczone. Nawet według dość optymistycznych ocen rosyjskiego Centralnego Portalu Morskiego (flot.com - największy rosyjski portal zajmujący się tematyką wojennomorską) potencjał floty rosyjskiej sięga nieco ponad 50 proc. potencjału floty amerykańskiej. Taka sytuacja nie zmieni się znacząco w najbliższych latach. Mówiąc o tym, jak to Rosja ma zwiększyć swoją obecność na Atlantyku czy Morzu Śródziemnym, Putin i Rogozin nie wyjaśniali, jak ma to zostać zrobione. Nie deklarowali zwiększenia tempa budowy okrętów, rozpoczęcia prac nad zupełnie nowymi, czy zwiększenia nakładów na flotę. Mówili tylko o tym, że nowa doktryna pozwoli przemysłowi zbrojeniowemu lepiej przygotować się do wypełnienia oczekiwań wojska.

Natomiast do zwiększenia obecności na oceanach są potrzebne rzeczy, których Rosjanie będą mieli w najbliższych latach coraz mniej - duże nawodne okręty oceaniczne i jednostki ich wsparcia. Padają częste deklaracje o ich planowanej budowie, kreślone są optymistyczne wizje, ale w praktyce nie mają one pokrycia. Rosyjskie stocznie w rzeczywistości pracują nad okrętami mniejszymi, które zostały zaprojektowane z myślą o działaniu bliżej własnych brzegów. Różnica jest taka, że Kreml chciałby widzieć siebie jako globalną potęgę morską rywalizującą z USA, podczas gdy w rzeczywistości rosyjska flota rozwija się w kierunku skromniejszej siły skoncentrowanej na ochronie swoich stref wpływów.

Brakuje odpowiednich okrętów

Tę dysproporcję najlepiej widać po przyjrzeniu się liście jednostek budowanych przez stocznie w Rosji. Jedyne większe okręty nawodne, które mają zostać przekazane rosyjskiej flocie do końca tej dekady, to fregaty typu Admirał Grigorowicz i Admirał Gorszkow. Tych pierwszych ma być sześć i to jedyny program zbrojeniowy dla floty, który przebiega bez większych problemów. W znaczniej mierze dzięki temu, że stocznia Jantar w Kaliningradzie miała wcześniej możliwość wprawić się w ich budowie dzięki sprzedaniu sześciu sztuk flocie Indii. Decyzję o ich produkcji podjęto, ponieważ prace nad typem Admirał Gorszkow mają wieloletnie opóźnienie (obecnie około pięciu lat) i napotkano tyle problemów, że ich produkcję planowaną na 20-30 sztuk na razie ograniczono do sześciu, przy czym rozpoczęto budować tylko cztery.

Oznacza to, że relatywnie dużych i nowych jednostek oceanicznych flota Rosji na początku przyszłej dekady będzie miała 10-12. Nie są to przy tym okręty zdolne mierzyć się np. z "końmi roboczymi" US Navy, czyli niszczycielami typu Arleigh Burke, które są dwa razy większe i znacznie silniej uzbrojone. Amerykanie mają ich już 62, a budują lub planują zbudować 13 kolejnych. Często padają deklaracje o rozpoczęciu większych okrętów, takich jak np. niszczyciele roboczo określane jako typ Lider, ale nie idą za tym żadne konkrety. Podobnie z pomysłami budowy nowych lotniskowców, które pojawiają się co najmniej raz w roku, tylko po to, aby zostały po cichu schowane do szuflady. Na takie projekty w budżecie brakuje pieniędzy, a i tak znacznie osłabione po rozpadzie ZSRR stocznie nie byłyby ich w stanie zrealizować.

Siła oparta o spadek po ZSRR

Niewielka skala produkcji nowych okrętów to tylko jedna z bolączek floty Rosji. Problemem jest wiek tych już posiadanych. Podstawą sił oceanicznych floty Rosji są okręty powstałe w schyłkowym okresie ZSRR. To lotniskowiec Admirał Kuzniecow, cztery krążowniki i kilkanaście niszczycieli różnych projektów. Wszystkie zbudowano w latach 80. lub dokończono w latach 90. XX wieku, a zastosowane w nich rozwiązania i technologie w najlepszym wypadku reprezentują poziom końca lat 80. Okręty mające po 20-30 lat we flotach Zachodu to nic niezwykłego, problemem w przypadku floty rosyjskiej jest jednak to, że jej jednostki praktycznie nie przechodziły modernizacji. Na przykład standardem we flocie USA jest wysłanie okrętu po około 20 latach służby na przebudowę i wymianę części systemów, tak aby mógł z powodzeniem służyć nawet 40 lat. Z braku pieniędzy i mocy produkcyjnych Rosjanie czegoś takiego nie robią i swoje jednostki poddają jedynie doraźnym remontom.

Co więcej, nawet najnowocześniejsze okręty nie są w stanie długo operować z dala od własnych baz, a standardem jest wytrzymałość rzędu miesiąca. Do utrzymania dłuższej obecności na oceanach są konieczne albo strategicznie umieszczone bazy, których Rosjanie mają niewiele, albo duże jednostki zaopatrzeniowe, których mają równie mało. Przełomem było rozpoczęcie w 2014 roku budowy trzech takich okrętów, ale to i tak za mało jak na potrzeby floty Rosji, która musi działać rozrzucona na trzech głównych kierunkach, czyli Arktyka-Atlantyk, Morze Czarne-Morze Śródziemne i Pacyfik. Poważną przeszkodą na drodze oceanicznych ambicji Kremla są prace nad atomowymi okrętami podwodnymi. To bardzo duże i kosztowne jednostki. Rosjanie produkują obecnie okręty przenoszące rakiety z głowicami jądrowymi typu Borej oraz wielozadaniowe Jesień. Remontują też szereg starszych pozostałych po ZSRR. Prace nad nimi są traktowane priorytetowo, ponieważ wszystkie razem stanowią strategiczny atut państwa. Część przenosi rakiety balistyczne, a większość pozostałych zajmuje się ich ochroną. Nie są przy tym narzędziem do budowania mocarstwowej pozycji na dalekich morzach, bo ich zadaniem jest być niezauważonymi.

Flota ma niski priorytet

W najbliższej dekadzie można się więc raczej spodziewać powolnego spadku potencjału rosyjskiej floty jako siły oceanicznej. Bez gruntownych remontów i modernizacji stare poradzieckie okręty będą mieć coraz bardziej symboliczny charakter na polu bitwy. Co więcej, w latach 20. trzeba je będzie stopniowo wycofywać ze służby. W zamian flota otrzyma mniejsze i słabiej uzbrojone okręty, takie jak fregaty Admirał Grigorowicz i Admirał Gorszkow czy korwety Stereguszczy. Będzie więc przeobrażać się we flotę skoncentrowaną na obronie swoich granic i stref ekonomicznych, a nie rywalizowaniu o wpływy z USA i NATO na dalekich morzach.

Taki kierunek wytyczała ustanowiona w 2001 roku poprzednia doktryna morska Rosji, która była znacznie bardziej realistyczna. Nie zawierała ona obowiązkowych w obecnej retoryce Kremla stwierdzeń o globalnej mocarstwowości i odpowiadaniu na zagrożenie ze strony NATO. Kładła nacisk na eksploatację surowców z dna morskiego, ochronę swoich stref wyłączności ekonomicznej oraz utrzymanie morskiego elementu triady jądrowej.

Rosja była, jest i będzie państwem opierającym swoją siłę przede wszystkim na rozległym terytorium, wobec czego kluczowe znaczenie dla Kremla mają siły lądowe i lotnictwo. Flota od wieków była traktowana po macoszemu i propagandowe sygnały wysyłane przy okazji jej święta tego nie zmienią. Ze względu na rozmiary Rosji i jej budżetu obronnego będzie jedną z najsilniejszych na świecie, ale to nie wystarcza do miana "wielkiego mocarstwa morskiego".

Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: mil.ru