Japońska agencja Kyodo przypomina o 28. rocznicy masakry na placu Tiananmen w Pekinie. Rodziny ofiar domagają się od chińskiego rządu prawdy i uznania, że została popełniona zbrodnia przeciwko własnemu narodowi.
Grupa o nazwie Matki Tiananmenu zajmująca się sprawami rodzin ofiar studenckich protestów z 4 czerwca 1989 r. napisała w wydanym w czwartek oświadczeniu: "Chiński rząd musi przyznać się do popełnienia zbrodni mordowania niewinnych cywilów, ukrywania prawdy o incydencie, wziąć za niego odpowiedzialność i poinformować o nim swoich obywateli". Pod tymi słowami podpisało się 128 członków rodzin ofiar protestów, brutalnie stłumionych na placu Tiananmen.
"Prawda, zadośćuczynienie i odpowiedzialność"
Do pacyfikacji studenckich protestów znanych jako "incydent z 4 czerwca" doszło w nocy z 3 na 4 czerwca. Studenci od tygodni okupujący plac Tiananmen w samym centrum Pekinu zostali zmuszeni do konfrontacji z wojskiem, które otworzyło do nich ogień.
Oficjalna liczba ofiar wciąż nie jest znana, mówi się o setkach, a nawet tysiącach zabitych. W końcu czerwca 1989 r. ówczesny mer Pekinu przyznał, że zginęło 200 demonstrantów, w tym 36 studentów. Nieoficjalne szacunki mówią o dwóch tysiącach zabitych. Aresztowano do trzech tysięcy ludzi.
"Nasze apele można podsumować w trzech słowach: prawda, zadośćuczynienie i odpowiedzialność" - twierdzą rodziny zamordowanych. "Przez 28 lat trzymaliśmy się tych trzech żądań i dalej będziemy tak robić. Niezależnie od tego, skąd nadejdzie presja, będziemy dążyć do spełnienia naszych podstawowych aspiracji i niezłomnie iść za naszymi celami" - podkreśla organizacja Matki Tiananmenu.
Publiczne obchody zakazane
Agencja Kyodo przypomina, że temat wydarzeń z 4 czerwca 1989 r. wciąż pozostaje zakazany w Chinach, a rodziny ofiar zmagają się z represjami i dyskryminacją. Chiński rząd zaprzecza jakiejkolwiek odpowiedzialności za wydarzenia, nazywając demonstracje "kontrrewolucyjnym buntem" oraz "politycznym zamieszaniem".
Rzecznik organizacji zrzeszającej ofiary, You Weijie, w wypowiedzi dla hongkońskiego koncernu medialnego RTHK twierdzi, że osoba podająca się za reprezentanta chińskiego rządu skontaktowała się w ubiegłym roku z szefem grupy Ding Zilinem, by rozmawiać o finansowym zadośćuczynieniu. You nazwał takie zachowanie próbą dzielenia środowiska poszkodowanych, na którą nie może być zgody.
Obserwatorzy przypominają, że z okazji rocznicy wydarzeń z 4 czerwca 1989 r. chiński internet nasila cenzurę, nie pozwalając na nawiązywanie w prywatnych rozmowach za pośrednictwem komunikatorów i mediów społecznościowych nie tylko do haseł w rodzaju "protesty na placu Tiananmen" czy "masakra studentów", ale także odsiewając wpisy zawierające cyfry 4, 6 (czerwiec jako szósty miesiąc), 8 i 9 (jako skrótowa forma roku 1989) w dowolnych kombinacjach. Dziennik "South China Morning Post" odnosi się do 28. rocznicy wydarzeń w kontekście nowego pokolenia mieszkańców Hongkongu, z których blisko jedna trzecia urodziła się po 4 czerwca 1989 r. i nie pamięta obrazów z tamtych demonstracji. Mimo to niechęć do Chin kontynentalnych i duch niezależności jest wśród młodych ludzi w Hongkongu na tyle silny, że co roku odbywają się marsze pamięci o pomordowanych studentach. Władze w Pekinie zakazują publicznych obchodów rocznicy masakry na placu Tiananmen i nie zezwalają na otwartą debatę o tamtych wydarzeniach. Od lat ignorują też apele o pociągnięcie do odpowiedzialności autorów brutalnej pacyfikacji. Pekin od dawna odrzuca krytykę dotyczącą sytuacji w dziedzinie praw człowieka w ChRL, podkreślając, że miliony Chińczyków zostały wyciągnięte z nędzy.
Autor: kg//rzw / Źródło: PAP