- Bardzo chciałam im opowiedzieć, co się dzieje na świecie, ale nie było na to sposobu - wspomina Suki Kim, amerykanka, która spędziła pół roku jako nauczycielka angielskiego na uniwersytecie dla dzieci elit Korei Północnej. Jej uczniowie mieli być totalnie zindoktrynowani i zupełnie nieświadomi tego, jak wygląda świat. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Suki jest Amerykanką pochodzącą z Korei Południowej, którą bardzo interesuje zamknięty świat Korei Północnej. Dyktaturę odwiedziła na krótko dwa razy, zanim po raz trzeci przyjechała tam uczyć przez pół roku w Szkole Ewangelicznych Chrześcijan. To unikalna w Korei Północnej instytucja, gdzie zachodni nauczyciele uczą wyselekcjonowanych pierworodnych północnokoreańskich elit. Pomimo założenia szkoły przez chrześcijańskich misjonarzy, nie mogą oni pod żadnym pozorem próbować nikogo nawracać. Normalna religia jest w Korei Północnej zakazana. - To wielki przywódca jest ich religią - mówi Suki.
Pół roku pod nadzorem
Gdy zaczynała uczyć w 2011 roku, w celu uczczenia setnej rocznicy urodzin pierwszego przywódcy, Kim Ir Sena, wszystkich studentów w kraju na rok wysłano na place budowy. Mieli pomagać tworzyć powszechną szczęśliwość. Tylko około dwustu uniknęło tego losu. Byli to bez wyjątku uczniowie z jej szkoły, dzieci najważniejszych partyjnych notabli. Ich nauczanie uznano za ważniejsze dla państwa. Suki nie miała wielu okazji, by zobaczyć Koreę Północną poza murami szkoły, nie mówiąc o swobodnym przemieszczaniu się. Nauczycielom nie wolno było wychodzić poza kampus, chyba że z „opiekunami”, którzy nie opuszczają obcokrajowców na krok. Byli też „nadzorcy”, których nigdy nie widziała, ale którzy zatwierdzali wszystkie jej zajęcia, a następnie przeglądali nagrania z klasy. W systemie inwigilacji mieli też udział uczniowie, którzy nieustannie donosili na nauczycieli oraz siebie nawzajem. Podczas nielicznych wycieczek poza kampus miała stwierdzić, że ludzie są mniejsi, chudsi, niedożywieni. Powszechne ma być też zastraszenie przez władzę.
Zamknięty świat
Jej uczniowie, choć wywodzili się z elit, mieli bardzo ograniczoną wiedzę o świecie. Kiedy pokazywała im zdjęcia Wieży Eiffla, Tadż Mahal czy Stonehenge, to nie mieli pojęcia na co patrzą. Nie wiedzieli też o internecie. - Pytali, ile można w nim zobaczyć filmów, a ja mówiłam im, że internet to nieskończoność - wspomina Suki. Nie mieli pojęcia, jak funkcjonuje świat poza granicami Korei Północnej. Nie rozumieli, jak można dawać sobie zimą, skoro rząd nie wysyła kapusty do zrobienia zapasów. Nie byli w stanie napisać normalnego eseju w stylu zachodnim. - W ich świecie niczego się nie argumentuje. Do napisania eseju jest potrzebne myślenie krytyczne, a to jest zakazane jako niebezpieczne - mówi Suki. Jej zdaniem część uczniów mogła je przejawiać, ale skrupulatnie to ukrywała. - To było najbardziej poruszające. Oni są ciągle przytłoczeni przez swoje władze. Brak dostępu do informacji, zakaz przemieszczania się i brak wolnego czasu, zajętego różnymi ideologicznymi obowiązkami - opisuje Amerykanka.
Autor: mk//rzw / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24