W normalnych warunkach dostęp do obrońców jest zapewniony, natomiast to, co się działo od 9 sierpnia, to nie były warunki normalne - mówił adwokat przetrzymywanych na Białorusi Polaków Tomasz Wiliński.
Po wyborach na Białorusi, które opozycja uznaje za sfałszowane, kraj ogarnęły masowe protesty. W ich trakcie milicjanci aresztowali tysiące ludzi. Setki demonstrantów zostało rannych w starciach z funkcjonariuszami, wyjątkowo brutalnymi wobec przeciwników prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Wielu z zatrzymanych było bitych podczas przesłuchań. Według relacji świadków pod więzieniami słychać było krzyki i płacz torturowanych.
"Spełniono wszelkie warunki, żeby te zatrzymania traktować jako tortury"
Wśród zatrzymanych w związku z masowymi protestami znaleźli się także obywatele Polski. Zostali już wypuszczeni na wolność i wrócili do kraju. O ich aresztowaniu opowiadał w TVN24 adwokat części z nich Tomasz Wiliński.
Jak mówił, pierwszym problemem, z jakim obrońcy Polaków musieli sobie poradzić było ustalenie, gdzie znajdują się zatrzymani. - Pierwsze kontakty, jakie uruchamialiśmy, to kontakty dyplomatyczne. (…) Uzyskiwaliśmy też informacje oddolnie. Nie drogą dyplomatyczną, nie drogą polityczną, ale od świadków, od organizacji pozarządowych, od opozycji - mówił.
Zdaniem Tomasza Wilińskiego to, co działo się z zatrzymanymi, "to były tortury". - Spełniono wszelkie warunki, żeby te zatrzymania traktować jako tortury. Obecnie rozważamy możliwość traktowania tego jako zbrodni przeciwko ludzkości. Mamy zamiar to zrobić nie tylko na kanwie prawa międzynarodowego, ale także przez polską prokuraturę - zaznaczył.
- W normalnych warunkach dostęp do obrońców jest zapewniony, natomiast to, co się działo od 9 sierpnia, to nie były warunki normalne. Tam właściwie nikt nie miał dostępu do pełnomocnika - zwrócił uwagę.
"Obok mnie kucał człowiek, któremu z głowy ciekła krew"
O szczegółach swojego zatrzymania mówił także jeden z zatrzymanych Polaków Patryk Jaracz. - Obok mnie kucał człowiek, któremu z głowy ciekła krew. Kazali nam klęczeć pod ścianą z rękoma wyciągniętymi przed siebie - powiedział.
- Po jakiejś godzinie wprowadzili nas do karceru. Zorientowali się, że jestem Polakiem. Poczułem ulgę, pomyślałem, że może nic mi się nie stanie, ale spędzałem tam kilka godzin klęcząc, z rękoma zaciągniętymi za plecy - relacjonował Jaracz.
- Po czterech godzinach wprowadzili nas do korytarza i kazali rozebrać się do naga. Na podłodze widziałem kałuże krwi. Nagich zaczęli nas pałować i kopać po całym ciele - mówił w TVN24 zatrzymany Polak.
Źródło: TVN24