Redakcja propagandowej i kontrolowanej przez rosyjski rząd telewizji RT przyznała, że na Białorusi przebywa grupa jej pracowników. Jak podała, jedynie "doradzają" białoruskim kolegom po fachu.
Oświadczenie RT ukazało się na kanale Telegram i było odpowiedzią na doniesienia rosyjskich niezależnych mediów w sprawie obecności prokremlowskiej telewizji na Białorusi. RT (dawniej Russia Today) podała, że w Mińsku przebywają zarówno jej pracownicy, jak i zatrudnieni w powiązanej z tą wielojęzyczną telewizją informacyjną agencji Ruptly. Łącznie 32 osoby.
"Nasi pracownicy rzeczywiście doradzają białoruskim kolegom w różnych sprawach. Podobnie było w Tunezji, Wenezueli i na Kubie. Margarita Simonian (redaktor naczelna RT) nawet osobiście doradzała Chińczykom. To część naszej pracy i zawsze nią była. Żaden z pracowników RT nie pracuje w białoruskiej telewizji" - podała w oświadczeniu rządowa redakcja.
Na początku września prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka podziękował RT za wsparcie, po tym, kiedy pracownicy białoruskich mediów państwowych zaczęli strajkować w proteście przeciwko jego rządom. - Rozumiecie, jak ważni byliście dla nas w tym trudnym okresie. To, co zademonstrowaliście technicznie, wasi informatycy, dziennikarze, korespondenci. To jest dużo warte - mówił Łukaszenka, dodając, że jest "wdzięczny za to wsparcie".
Agencja Reutera przekazała, że ponad 300 białoruskich pracowników odmówiło kontynuowania pracy w kilku państwowych stacjach telewizyjnych w ramach antyrządowego strajku mediów, rozpoczętego po wyborach prezydenckich 9 sierpnia, w których, według oficjalnych wyników, wygrał Łukaszenka.
Redaktor naczelna RT Margarita Simonian była w grupie rosyjskich dziennikarzy, reprezentujących państwowe media, którym 8 września udzielił wywiadu prezydent Białorusi.
Źródło: RT, Euroradio Radio Swoboda, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: president.gov.by