Prezydent grozi użyciem siły

Aktualizacja:

Jeśli antyrządowa opozycja nie ustąpi, państwo użyje siły, ostrzegł prezydent Mołdawii Władimir Woronin. Kolejny dzień protestów wymierzonych w wyborcze zwycięstwo jego Partii Komunistów Mołdawii przebiega jednak spokojnie.

W centrum Kiszyniowa zaczęło zbierać się około 400 manifestantów - przed godz. 10.00 czasu polskiego ludzie zaczęli schodzić się na plac w pobliżu siedziby rządu i próbowali zakłócić ruch drogowy i skandowali "Precz z komunistami".

Wokół budynku rozstawiono jednak ok. 100 policjantów, którzy mają zapobiec manifestacji. Zdaniem protestujących władze blokują też dostęp do stolicy, aby uniknąć napływu demonstrantów z prowincji.

W centrum Kiszyniowa nie działają telefony komórkowe i internet, który posłużył demonstrantom za główny środek komunikacji. Przerwano również nadawanie kanałów telewizyjnych, które na żywo relacjonowały przebieg demonstracji.

Woronin grozi

Prezydent Woronin, m.in. w którego wymierzone są protesty, zagroził użyciem siły, jeśli protesty się nie zakończą. - Zrobię wszystko, aby uniknąć rozlewu krwi, jak w latach 1989 i 1991, kiedy byłem ministrem spraw wewnętrznych - powiedział prezydent.

- Wczoraj opowiedziałem się za ograniczeniem użycia siły. Jeśli sytuacja się powtórzy zostaną

Wczoraj opowiedziałem się za ograniczeniem użycia siły. Jeśli sytuacja się powtórzy zostaną zastosowane odpowiednie środki. Rząd ma wszelkie powody, aby podjąć je zgodnie z prawem Władimir Woronin

Szturm na parlament

Przeciwko zwycięstwu komunistów w niedzielnych wyborach parlamentarnych we wtorek demonstrowało w Kiszyniowie około 10-15 tys. osób. Według doniesień agencji dpa, w starciach z policją rannych zostało ok. 100 osób.

Demonstrantom udało się wedrzeć do budynków parlamentu i siedziby prezydenta, skąd dopiero w środę rano przepędziła ich policja, przejmując kontrolę nad centrum Kiszyniowa. Łącznie 193 osoby, które brały w demonstracjach, zostały zatrzymane.

Aresztowani to przeważnie osoby szturmujące budynki rządowe. - Zostali oskarżeni o szabrowanie, chuligaństwo, włamania i napaści - cytuje rzecznika mołdawskiego MSW rosyjska agencja RIA Nowosti.

Przewodniczący liberalno-demokratycznej Partii Mołdawii Wład Fiłat nie wykluczył, że to dopiero początek represji wobec demonstrantów. Opozycjonista przestrzegł przed kolejnymi aresztowaniami, ale jednocześnie zaapelował do swoich zwolenników, żeby powstrzymali się od przemocy i wandalizmu.

Woronin też nie ustępuje

Demonstrujący twierdzą, że niedzielne wybory zostały sfałszowane, mimo że Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) określiła je jako generalnie zgodne z normami międzynarodowymi.

Prezydent Władimir Woronin, szef zwycięskiej Partii Komunistów Republiki Mołdawii (PRCM) porównał we wtorek protesty do zamachu stanu i oskarżył liderów opozycji o próby przejęcia władzy przemocą. W oświadczeniu odczytanym we wtorek wieczorem na antenie mołdawskiej telewizji określił opozycjonistów jako "faszystów, którzy chcą zniszczyć demokrację i niepodległość Mołdawii".

Wtorkowe wiadomości o tym, że opozycja i rząd doszły do porozumienia w sprawie ponownego przeliczenia głosów okazały się przedwczesne. - Złamali naszą umowę - mówił w środę rano Fiłat.

Według wstępnych danych, w niedzielnych wyborach PRCM zdobyła ok. 50 proc. głosów, co daje komunistom 61 miejsc w 101-osobowym parlamencie.

Źródło: Reuters, PAP, IAR