Szef Dowództwa Sił Specjalnych admirał Frank "Mitch" Bradley, który kierował wrześniową akcją ataku na łódź mającą transportować narkotyki, w czwartek tłumaczył się z jej przebiegu przed Kongresem USA.
Największe kontrowersje dotyczą tego, że dwóch mężczyzn, którzy przeżyli początkowy atak, zginęło w drugim uderzeniu, co według krytyków mogło stanowić zbrodnię wojenną.
CNN: narkotyki miały być przetransportowane na większy statek
W sobotę portal stacji CNN opublikował nowe informacje dotyczące tego, co admirał Bradley miał przekazać kongresmenom. Powołano się tu na dwa źródła mające bezpośrednią wiedzę o tym, co mówił w Kongresie.
Według tej relacji domniemani przemytnicy narkotyków zabici przez amerykańskie wojsko zmierzali w kierunku innego, większego statku, który z kolei kierował się do Surinamu, małego państwa Ameryki Południowej na wschód od Wenezueli.
Zgodnie z informacjami wywiadowczymi zebranymi przez siły amerykańskie, na które powołuje się CNN, zaatakowana łódź miała "spotkać się" z większym statkiem i przetransportować na niego narkotyki, ale amerykańskiemu wojsku nie udało się zlokalizować drugiego statku.
"Nowy szczegół", który podważa argument administracji Trumpa
Admirał Bradley argumentował, że istnieje możliwość, iż transport narkotyków miał się odbyć do USA właśnie przez Surinam. Miał tłumaczyć kongresmenom, że atak na mniejszą łódź był uzasadniony, nawet jeśli w momencie jego przeprowadzenia nie zmierzała bezpośrednio do wybrzeży USA. Jednocześnie mówił, że szef Pentagonu Pete Hegseth nie wydał rozkazu "zabić ich wszystkich".
"Amerykańskie służby do spraw zwalczania narkotyków twierdzą, że szlaki przemytu przez Surinam prowadzą głównie na rynki europejskie. W ostatnich latach szlaki przemytu narkotyków do USA koncentrowały się na Oceanie Spokojnym" - pisze CNN.
"Nowy szczegół dodatkowo podważa argument administracji Trumpa, że wielokrotne ataki na łódź i śmierć ocalałych były konieczne, aby chronić Stany Zjednoczone przed bezpośrednim zagrożeniem" - czytamy.
Administracja Trumpa twierdzi, że atakowane łodzie służyły do przemytu narkotyków, a zabitych określa jako "narkoterrorystów".
Trump: nie wiedziałem o drugim uderzeniu
We wtorek o powtórny atak z września Trump był pytany przez dziennikarzy.
- Wciąż nie mam na ten temat zbyt wielu informacji, bo polegam na (szefie Pentagonu). Ktoś zadał mi pytanie o drugie uderzenie. Nie wiedziałem o drugim uderzeniu - powiedział Trump podczas posiedzenia gabinetu. - Mogę powiedzieć to: chcę, by te łodzie zostały wyeliminowane, a jeśli będziemy musieli, zaatakujemy też na lądzie - dodał.
Siedzący obok niego szef Pentagonu Pete Hegseth również powiedział, że choć osobiście monitorował i zatwierdzał pierwsze uderzenie na łódź, to potem wyszedł z pokoju, a decyzję o uderzeniu na rozbitków podjął admirał Bradley.
Szef Pentagonu staje w obronie admirała
Jednocześnie Hegseth bronił decyzji tego admirała podjętych zarówno w czasie wrześniowego ataku, jak i tych przeprowadzonych później.
"Postawmy sprawę całkowicie jasno: admirał Mitch Bradley jest amerykańskim bohaterem, prawdziwym profesjonalistą i ma moje 100-procentowe poparcie. Popieram go i decyzje bojowe, które podjął dotyczące misji 2 września i wszystkich kolejnych" - napisał Hegseth 2 grudnia.
Doniesienia o zabiciu rannych wywołały duże kontrowersje i oskarżenia o popełnienie przez wojsko zabójstwa lub zbrodni wojennej. Działania te potępiło kilku polityków republikanów w Kongresie, zaś kierownictwo senackiej komisji ds. sił zbrojnych, z republikaninem Rogerem Wickerem na czele, zapowiedziało wszczęcie dochodzenia w tej sprawie.
Autorka/Autor: Marcin Złotkowski/kg
Źródło: CNN, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters