Martin Peter Trenneborg przetrzymywał kobietę przez sześć dni we wrześniu ub.r.
Po tym, jak lekarz zorientował się, że policja intensywnie poszukuje ofiary, wziął broń i pojechał z kobietą na komisariat. Chciał, by tam zeznała, że są parą i zażądała, by zaprzestano jej poszukiwań. Policjanci zabrali ją jednak do osobnego pokoju, w którym opowiedziała o porwaniu i tym, co nastąpiło potem.
Chciał mieć "dziewczynę"
Sprawa, o której policja poinformowała dopiero w styczniu tego roku, wywołała burzę w mediach. Lekarza okrzyknięto "szwedzkim Josefem Fritzlem".
Policja poinformowała wtedy, że ofiara została odurzona w swoim mieszkaniu. Lekarz podał jej nastrzyknięte narkotykiem truskawki oraz sok pomarańczowy ze środkiem odurzającym, znanym jako pigułka gwałtu. Według zeznań kobiety, miała wówczas zostać zgwałcona i porwana.
Gdy straciła przytomność, lekarz posadził ją na wózku inwalidzkim i podjechał do auta. Wywiózł ją do domu na przedmieściach miasta Kristianstad. To tam mieszkał i wcześniej postawił bunkier. Zdaniem prokuratury był to budynek, w którym mogła pomieścić się więcej niż jedna osoba. Obiekt był "samowystarczalny" - wybudowano pod nim szambo, miało też niezależny system wodociągowy.
Policja podała, że w trakcie przesłuchań 38-latek mówił o tym, że "chciał mieć dziewczynę", bo czuł się samotny. Przyznał się do odurzenia kobiety narkotykami, porwania i pozbawienia jej wolności. Zaprzeczył jednak oskarżeniom, że gwałcił ofiarę.
Oskarżony pobrał jednak od porwanej próbki do badań laboratoryjnych i upewnił się, czy nie ma chorób wenerycznych. - Miał to zrobić po to, by uprawiać z nią seks bez zabezpieczeń - uzasadniała w trakcie postępowania prokuratura.
W wyniku śledztwa okazało się, że kobieta rzeczywiście nie została zgwałcona, ale lekarz został uznany za winnego pozostałych zarzutów i skazano go na 10 lat więzienia.
Autor: adso//rzw / Źródło: Reuters