Porażki unijnej dyplomacji


Wtorkowa prasa europejska nie przynosi dobrych wiadomości dla Unii Europejskiej, w szczególności zaś dla nowych władz, które od Traktatu Lizbońskiego stoją na jej czele.

Brytyjski "Financial Times" opisuje cios, jakim dla UE jest decyzja prezydenta USA Baracka Obamy, który postanowił nie pojawić się na majowym szczycie UE-USA.

W poniedziałek urzędnik odpowiedzialny w administracji Obamy za sprawy europejskie, Philip Gordon, poinformował, że chociaż prezydentowi zależy na dobrych relacjach zarówno z UE, jak i Hiszpanią, ale nie planuje brać udziału w organizowanym przez nią szczycie, ponieważ nie mieści się on w prezydenckich planach podróży na rok 2010.

Gordon przekonywał, że Obama "w pierwszym roku swojej prezydentury podróżował do Europy prawdopodobnie częściej niż jakikolwiek amerykański prezydent w przeszłości i ma zamiar kontynuować zaangażowanie w dwustronne relacje z europejskimi sojusznikami i bezpośrednio z Unią Europejską".

Po co miałby przyjeżdżać?

Zdaniem "FT" dyplomaci w Brukseli interpretują decyzję Obamy jako sygnał dla Unii - prezydent USA nie ma on ochoty przeprawiać się przez Atlantyk, aby wziąć udział w szczycie, który może być pozbawiony treści.

Jeden z unijnych dyplomatów powiedział nawet gazecie, że Obama nie był "dość przekonany" co do rezultatów amerykańsko-europejskiego szczytu w ubiegłym roku w Pradze.

"FT" ocenia, że wtedy przywódcy 27 krajów członkowskich w czeskiej stolicy pojawili się tylko po to, "aby spotkać się z nim w celu ogrzania się w jego chwale".

A miało być tak pięknie

Gazeta zauważa też, że decyzja prezydenta z pewnością rozczaruje europejskich polityków, którzy przypuszczali, że po tym, jak z Białego Domu zniknął George W. Bush, będą mieli bardziej przychylnego rozmówcę w osobie Obamy.

Gdzie jest Ashton?

Dla włoskiego "Corriere della Sera" rozczarowaniem są z kolei osoby stałego przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya i szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton.

Najpoważniejsze zarzuty padają pod adresem tej ostatniej - o to, że w zeszłym tygodniu potrzebowała 24 godzin na potępienie egzekucji dwóch irańskich opozycjonistów, podczas gdy sekretarz stanu USA Hillary Clinton zrobiła to natychmiast, na żywo, dzień wcześniej.

Według publicysty gazety, Unia Europejska zareagowałaby szybciej po trzęsieniu ziemi na Haiti, gdyby na stałego szefa Rady wybrano "mocnego kandydata".

Powolny diesel van Rompuya

Komentator największej włoskiej gazety stwierdza również, że jedyna decyzja, jaką przypisuje się Van Rompuyowi od początku jego kadencji to przeniesienie najbliższego szczytu przywódców UE z budynku Justus Lipsius w Brukseli do Bibliotheque Solvay.

Dziennik podkreśla, że były belgijski premier nazywany jest przez swych współpracowników "dieslem, który powoli się rozgrzewa, a potem jedzie bez wahania". "Ale do tej pory nie słyszy się nawet pracy silnika na jałowym biegu", zauważa komentator.

Halo? Europa?

Przypominając słynne pytanie Henry'ego Kissingera o numer telefonu do Europy, "Corriere della Sera" konstatuje: "Dalej nikt go nie odbiera. Ktoś źle odłożył słuchawkę".

Źródło: PAP