Polskie ultimatum przed unijnym szczytem

Aktualizacja:
"Polska może się w swoich oczekiwaniach przeliczyć"
"Polska może się w swoich oczekiwaniach przeliczyć"
TVN24
"Polska może się w swoich oczekiwaniach przeliczyć"TVN24

Pacta sunt servanda. Zawarliśmy umowę o mechanizmie z Joaniny, nie chcemy niczego więcej - oświadczył Lech Kaczyński w Polskim Radiu. Według prezydenta, albo zostanie przyjęty, "albo będziemy musieli przenieść tę dyskusję".

- W tym przypadku nie mamy pola manewru. Bo myśmy ten kompromis w sprawie mechanizmu z Joaniny już zawarli w Brukseli. Na stojąco, za dwadzieścia czwarta nad ranem, zmęczeni, przy drzwiach wejściowych - mówił Lech Kaczyński.

Prezydent nie wykluczył, że jeśli podczas rozpoczynającego się dziś lizbońskiego szczytu polski postulat nie zostanie spełniony, trzeba będzie - jak się wyraził - "przenieść dyskusję". Zerwać szczyt? - dopytywał dziennikarz. - Przenieść dyskusję - odpowiedział prezydent. Prezydenckie ultimatum jako pilną wiadomość podała agencja Reutersa.

Według prezydenta w ustaleniach na brukselskim szczycie brali udział "poważni ludzie": kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Francji Nicholas Sarkozy, ówczesny brytyjski premier Tony Blair i premier Luksemburga Jean-Claude Juncker.

- Pacta sunt servanda, krótko mówiąc umowy obowiązują. Zawarliśmy tę umowę, nie chcemy niczego więcej - oświadczył Lech Kaczyński.

Jak dodał, "niektórzy bardzo chcą, żeby się mówiło o ‘umowie lizbońskiej’ jak o ostatecznym porozumieniu co do przyszłej treści zreformowanego traktatu europejskiego". - Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu, niech będzie to „umowa lizbońska”, tylko na zasadzie umów, które już wcześniej w Brukseli zostały zawarte - podkreślił Kaczyński. - Nie chcemy niczego więcej, niż zostało już ustalone - dodał.

W Lizbonie UE chce przyjąć traktat

Po południu w Lizbonie rozpoczyna się szczyt Unii Europejskiej. Główny cel - przyjęcie Traktatu Reformującego. Polskę reprezentować będą prezydent Lech Kaczyński i szefowa dyplomacji Anna Fotyga.

Po niepowodzeniu Traktatu Konstytucyjnego Unii Europejskiej, odrzuconego w referendach we Francji i Holandii, oraz kilku latach negocjacji unijni prawnicy opracowali projekt znacznie szczuplejszego traktatu, nazwanego reformującym. Ma on regulować przede wszystkim sposób podejmowania decyzji we Wspólnocie - obecny mechanizm, niezbyt sprawny w czasach gdy była to unijna "16", stał się zupełnie niewydolny gdy jest to już "27".

Oprócz usprawnienia unijnych instytucji, traktat ma też nadać Unii osobowość prawną, a także wiążący charakter Karcie Praw Podstawowych.

Traktat a sprawa polska

Już przy pracach nad poprzednią wersją traktatu Polska była niezadowolona z przyznawanej jej siły głosu w unijnych instytucjach. Słynne wówczas było hasło "Nicea albo śmierć", nawiązujące do dotychczasowej pozycji naszego kraju, którego siła głosu jest tylko nieco mniejsza niż Niemiec czy Francji. Propozycja, aby ilość głosów była proporcjonalna do liczby mieszkańców kraju znacznie tę siłę redukowała. Ostatecznie przyjęta wtedy została tzw. zasada podwójnej większości - czyli do przegłosowania decyzji potrzebna byłaby oprócz większości mieszkańców także więcej niż połowa liczby unijnych krajów.

Gdy w połowie tego roku nowa wersja traktatu nabierała realnego kształtu, polska delegacja jechała na szczyt z propozycją tzw. pierwiastka - czyli siły głosu kraju mającej zależeć od kwadratowego pierwiastka jego liczby mieszkańców, co osłabiałoby znaczenie największych państw, a wzmacniało mniejsze.

Czym skończył się szczyt w Brukseli?

Pierwiastek na czerwcowym szczycie nie został zaakceptowany, polski rząd przyznał wtedy, że upieranie się przy nim oznaczałoby zawetowanie konferencji. Gdy prezydent Lech Kaczyński i minister spraw zagranicznych Anna Fotyga wracali do kraju, brukselskie ustalenia ogłosili swym negocjacyjnym sukcesem. Polska miała zachować swą "nicejską" pozycję przez 10 lat, a potem w zamian uzyskać prawo blokowania na dwa lata niekorzystnych dla siebie decyzji przy pomocy tzw. mechanizmu z Joaniny. Premier Jarosław Kaczyński - który z Warszawy telefonicznie udzielał konsultacji Lechowi Kaczyńskiemu - uznał to rozwiązanie za wielki sukces i rozwiązanie "korzystniejsze od systemu pierwiastkowego" (w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" z 26 czerwca).

I tak pełny system nicejski ma obowiązywać tylko do roku 2014, przez następne trzy lata odwołanie do niego będzie możliwe jedynie na specjalne żądanie. Po roku 2017 Polska straci połowę swej dotychczasowej siły głosu, co częściowo ma rekompensować "Joanina".

Jednak ten mechanizm nie został jednoznacznie w ustaleniach szczytu zapisany; w każdym razie jest bardzo różnie interpretowany. Premier w czerwcu (we wspomnianym wywiadzie) zapewniał, że pozycja Polski ulegnie istotnemu wzmocnieniu, bo działanie Joaniny zostało dla nas wydłużone. - To było odłożenie decyzji na trzy miesiące, natomiast w tej chwili są to dwa lata. Kto zna mechanizmy Unii, ten wie, że jest to w istocie bardzo mocna blokada - mówił we wspomnianym wywiadzie dla "ND".

Sprawa wraca w Lizbonie

Później okazało się, że unijni partnerzy rzecz widzą odmiennie. W Warszawie pojawiły się głosy, że Polska postawi tę sprawę "zdecydowanie" i że „nie damy się wyprowadzić w pole“. Z czasem polski rząd podjął dyplomatyczną ofensywę zmierzającą do odpowiedniego umocowania mechanizmu z Joaniny w unijnym systemie prawnym. Obecnie koncentruje się ona na bądź to wpisaniu Joaniny do treści samego Traktatu, bądź do jego protokołu dodatkowego. Jeśli to zostałoby dokonane, to usunięcie mechanizmu wymagałoby zmian traktatowych - czyli byłoby stosunkowo trudne. W innym przypadku mogłoby zostać w przyszłości po prostu przegłosowane - i mechanizm zniknąłby zupełnie.

Wiele z państw UE wpisaniu mechanizmu do traktatu sprzeciwia się, bo obawiają się, że mógłby w przyszłości komplikować działanie Wspólnoty, a także dlatego, że dla wielu polityków brzmi on groźnie, bo nie znają jego szczegółów. Nie bez znaczenia jest też spora niechęć do ustępowania braciom Kaczyńskim - i to przed wyborami...

Sam mechanizm z Joaniny - nawet wprowadzony do traktatu - może okazać się wydmuszką. Art. 11 Regulaminu Rady Europejskiej pozwala każdemu państwu UE w każdej chwili poprosić o przejście do głosowania w sprawie, nad którą Rada pracuje. Jeśli dostanie poparcie większości ogłaszane jest głosowanie - i mechanizm z Joaniny przestaje hamować podjęcie decyzji.

Nawet gdyby polski rząd zdołał uzyskać usunięcie zapisów tego artykułu to Polska, chcąc w przyszłości zahamować podjęcie decyzji, powołując się na Joaninę, musi mieć przychylność państwa przewodzącego pracom UE. Bo przewodniczący pracom dyplomata może w każdej chwili uznać, że „rozsądny czas“ minął i zarządzić głosowanie.

Przy dobrej woli wszystkich i spełnieniu powyższych warunków, przy drugim, decydującym czytaniu, hamowanie decyzji nie może trwać dłużej niż 3 miesiące.

Joanina to nie jedyna kontrowersja

Polska odrzuca Kartę Praw Podstawowych, która ma zostać dołączona do nowego traktatu. Oznacza to, że gdyby – zakładając teoretycznie – Polska w jakimś punkcie nie spełniała jej zasad, to obywatel naszego kraju nie mógłby się do Praw odwołać, bo nie miałyby one w Polsce mocy prawnej.

Według większości prawników zawarte w Karcie zasady i tak znajdują się w innych punktach unijnego prawa, i trzeba ich przestrzegać - odrzucenie Karty jest więc symboliczne. Jednak nie ma jednej, wiążącej opinii prawnej, czy Karta dodaje nowe prawa, czy też nie.

Prawnicy są natomiast zgodni, że Polsce nie grozi z powodu Karty przymus legalizacja aborcji, eutanazji czy małżeństw homoseksualnych, bowiem te sprawy reguluje prawodawstwo krajowe.

Pod dużym znakiem zapytania stoi uzyskanie zasady weta w głosowaniach Europejskiego Banku Inwestycyjnego, o co zabiegała Polska. Miało to służyć zwłaszcza blokowaniu ewentualnego finansowania niekorzystnych inwestycji projektowanych wspólnie z Rosją, w szczególności Gazociągu Północnego. Według obserwatorów ten wniosek został zgłoszony zbyt późno i nie udało się zdobyć przychylności dla niego wśród państw UE.

Są i sukcesy

Formalnością będzie przyznanie na stałe Polsce stanowiska rzecznika generalnego w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości (ETS). Nie oznacza to, że stanowisko pozwoli Polsce „mieć wpływ“ na orzeczenia Trybunału, ponieważ jest to funkcja wymagająca pełnej niezależności. Sytuuje to jednak Polskę wśród niewielu członków wspólnoty, posiadających na stałe takiego reprezentanta. Będzie to także szansa do promocji polskiej myśli prawnej.

Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP

Źródło zdjęcia głównego: TVN24