Michał Kacperski i Piotr Zwoliński na początku sierpnia wyruszyli do Kazachstanu, by zdobyć najwyższy szczyt Kazachstanu Chan Tengri. Wkrótce po przylocie na miejsce ślad po nich zaginął. Po blisko miesiącu od zaginięcia nadal niewiele wiadomo, co mogło się stać z mężczyznami.
Na Kontakt 24 otrzymaliśmy dramatyczny apel. "Bardzo proszę o nagłośnienie sprawy. Może to pozwoli ustalić nam, czy zostali oni porwani, zastrzeleni na granicy z Chinami, czy może są przetrzymywani jako zakładnicy" - napisał do nas ~Piotr, który przesłał również adres do bloga (lostinkazakhstan.blogspot.com), na którym opisana jest droga Polaków oraz działania podjęte po ich zaginięciu.
Podróż i zaginięcie
1 sierpnia 45-letni Piotr Zwoliński i 30-letni Michał Kacperski wyruszyli do Kazachstanu z Warszawy. Dzień później dotarli do Ałma-Aty. 29 sierpnia mieli być z powrotem w domu. Mieli jasny plan - z Ałma-Aty wyruszają do punktu Żarkulak, potem pieszo przechodzą doliną Bajankol przez przełęcz 11 do bazy Inyłczek Północny, by w końcu dotrzeć na szczyt Chan Tengri (tzw. Pan Niebios lub Pan Dusz). Planu swojej podróży jednak nie zrealizowali.
Kiedy Polacy przyjechali do Ałma-Aty, pojawili się w Agencji Turystycznej Tourasia. Tutaj podzielili swój bagaż - jedną jego część wzięli ze sobą, druga została przewieziona helikopterem do bazy Karkara. Bagaż miał czekać na przybycie Polaków do bazy Inyłczek Północny i wtedy zostać przewieziony. Miało do tego dojść 5 sierpnia. W biurze Tourasia Zwoliński i Kacperski wynajęli jeepa, którym dojechali do punktu Żarkulak. Zwoliński kontaktował się w czasie tej podróży z rodziną, jednak z nieznanego numeru telefonu.
W rozmowie z portalem tvn24.pl konsul RP w Kazachstanie Leszek Wanat stwierdził, że mężczyźni ostatni raz byli widziani w momencie, "kiedy dostarczyła ich firma turystyczna (inna niż ta, która zajęła się bagażem) do Żarkulak".
Zgłoszenie zaginięcia
Do polskiego konsulatu w Ałma-Acie informacja o mężczyznach dotarła mniej więcej w połowie sierpnia. - Monit o zaginięciu naszych dwóch obywateli otrzymaliśmy od firmy turystycznej, której ci panowie powierzyli dostarczenie części swoich rzeczy do bazy Inylchek na Chan Tengri - mówił Wanat. Konsulat rozpoczął poszukiwania. - Uruchomiono akcję przy użyciu ratowników i helikoptera. Akcja była prowadzona w ciągu trzech dni - 19, 21 i 22 sierpnia - relacjonował dyplomata.
Ratownicy przeszli prawdopodobną trasę, którą mieli pokonać Polacy. Z kolei helikopter patrolował miejsca, w których mieli się pojawić. - Nie ustalono żadnych śladów takich jak zejście lawiny, ślady po obozowisku, czy innych, które wskazywałyby na obecność naszych obywateli na tym szlaku - powiedział konsul Wanat. Żadnego efektu nie dały również rozmowy z innymi alpinistami, którzy wchodzili lub schodzili na Chan Tengri. - Nikt nie widział, nikt nie słyszał. Po prostu nie ma - podsumował.
Pomoc z Kazachstanu
Polski konsulat wystąpił o pomoc do władz Kazachstanu. - Zwróciliśmy się do strony kazachskiej o pomoc, powiadomienie urzędów takich jak straż graniczna, policja, żeby sprawdzono nam szpitale, kostnice (...), czy jest jakiś ślad, który należałby sprawdzić - mówił Wanat. Kazachstan pozytywnie zareagował na prośbę Polski. - Ministerstwo ds. Nadzwyczajnych wysłało w rejon podnóża góry ośmiu ratowników - powiedział konsul. Jeszcze nie wrócili. - Czekamy na wyniki tej ekspedycji ratowniczej - podkreślał.
Kiedy można spodziewać się informacji od strony kazachskiej? Jak powiedział polski dyplomata, będzie to "dziś wieczorem albo jutro", choć dodał, że może to być i później.
kj//kdj,mtom//mat/k
Źródło: Kontakt TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24