Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, chce udziału polskich ekspertów przy badaniu szczątków znalezionych w Głębokiem na Białorusi. Oczekuje od władz w Mińsku szybkiej i pozytywnej odpowiedzi w tej sprawie.
Według mieszkańców Głębokiego, znalezione w piwnicy cerkwi szczątki należą do Polaków, być może pomordowanych przez NKWD. Wskazywać na to mogą m.in. fragment przedwojennego polskiego paszportu i paczka papierosów z polskimi napisami.
Myśmy po bardzo wstępnych sprawdzeniach informacji w naszych kartotekach, które posiadamy, skierowali wniosek do mojego odpowiednika po stronie białoruskiej, który jest odpowiedzialny za realizację umowy dwustronnej z 1995 r. z Brześcia o ochronie grobów i miejsc pamięci ofiar wojny i represji. Andrzej Przewoźnik
Wniosek do Białorusinów
- Myśmy po bardzo wstępnych sprawdzeniach informacji w naszych kartotekach, które posiadamy, skierowali wniosek do mojego odpowiednika po stronie białoruskiej, który jest odpowiedzialny za realizację umowy dwustronnej z 1995 r. z Brześcia o ochronie grobów i miejsc pamięci ofiar wojny i represji - powiedział w radiu TOK FM Przewoźnik.
Te kilka dni będziemy musieli czekać, ale mam nadzieję, że to będzie odpowiedź pozytywna. Andrzej Przewoźnik
Jego zdaniem, choć wcześniej były problemy we współpracy z Białorusinem, to ostatnie 2 lata przyniosły znaczą poprawę. Udało się m.in. przeprowadzić akcję poszukiwania szczątków żołnierzy polskich poległych we wrześniu 1939 r. koło Kobrynia, w wyniku której odnaleziono 60 ciał, w tym zwłoki pierwszego generała zamordowanego przez Sowietów na kresach wschodnich.
- Te kilka dni będziemy musieli czekać, ale mam nadzieję, że to będzie odpowiedź pozytywna - mówił Przewoźnik w TOK FM.
Ambasada: Tu nie ma pośpiechu
Tu nie ma pośpiechu. Nic nie ucieknie. Nic nie zginie. Materiał dowodowy jest zabezpieczony. pierwszy sekretarz ambasady w Mińsku Paweł Marczuk
Polska ambasada w Mińsku powiedziała, że decyzji Białorusinów ws. uczestnictwa polskich ekspertów można się spodziewać najwcześniej pod koniec tygodnia. - Myślę, że strona białoruska doskonale rozumie wagę sprawy dla Polski - powiedział w środę pierwszy sekretarz polskiej placówki Paweł Marczuk. - Tu nie ma pośpiechu. Nic nie ucieknie. Nic nie zginie. Materiał dowodowy jest zabezpieczony - uspokajał dyplomata.
Odnosząc się do doniesień "Gazety Wyborczej", że przy szczątkach znaleziono polski paszport powiedział, że potwierdzałoby to, że ofiarami są Polacy. - Lepszego dowodu chyba nie może być - wskazywał Marczuk.
Marczuk poinformował, że 22 lipca, gdy gazeta opublikowała materiał na temat Głębokiego, udał się wraz z kierownikiem wydziału konsularnego ambasady Krzysztofem Świderkiem na miejsce, gdzie sfotografowali podziemia soboru i rozmawiali z prokuratorem rejonowym.
- Od tego czasu do sprawy została włączona prokuratura okręgowa i generalna, czyli już dwie instancje wyżej - powiedział dyplomata. - Śledztwo nabiera tempa i mam nadzieję, że będą tego efekty - zaznaczył sekretarz ambasady. Zastrzegł, że wyników analizy nie należy się spodziewać wcześniej niż za miesiąc.
Śmierć skutkiem przemocy
Według sekretarze Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, najważniejsze jest teraz przygotowanie się do udziału w badaniach, a następnie do godnego pochówku zamordowanych. Przypomniał, że szczątki są w złym stanie, a fakt, że naruszono środowisko, w którym leżały zwłoki, utrudni prowadzenie prac.
We wtorek portal "Biełorusskij Partizan" podał, że szczątki ludzkie w piwnicach soboru Narodzenia Najświętszej Bogurodzicy znalazła młodzież z organizacji związanej z Cerkwią. Według portalu, proboszcz Siarhiej Gramyka powiedział, że wydaje się, iż śmierć ludzi była skutkiem przemocy, choć - jak zaznaczył - nie widać było śladów kul. Według portalu Radia Swaboda, znaleziono resztki odzieży męskiej, kobiecej i dziecięcej - na niektórych fragmentach były ślady krwi.
Polskie poszlaki
Część zwłok, których liczbę Radio Swoboda określa na ponad 20, nie ma ubrań i obuwia. Wśród znalezionych rzeczy osobistych była paczka papierosów z polskimi napisami - relacjonuje "Biełarusskij Partizan". "Najprawdopodobniej ludzie zginęli nie później niż w 1939 roku" - dodaje portal, nie wyjaśniając źródeł tej oceny. Radio Swaboda pisze, że odnaleziono przedmioty datowane na 1939 rok. Oba portale podały, że prokuratura w Głębokiem wszczęła śledztwo.
Cytowany przez "Gazetę Wyborczą" białoruski historyk Ihar Kuzniecau przypuszcza, że odnalezione szczątki mogą należeć do polskich oficerów, urzędników i przedstawicieli inteligencji aresztowanych przez NKWD po wkroczeniu Armii Czerwonej 17 września 1939 r. na wschodnie tereny II Rzeczpospolitej.
Pomordowani po wrześniu '39
Polaków odnaleziono również w Kuropatach, gdzie - jak się przypuszcza - spoczywa część ofiar z tzw. białoruskiej listy katyńskiej. Obejmuje ona, jak się szacuje, około 8 tys. nazwisk osób aresztowanych na Białorusi po wkroczeniu Armii Czerwonej, których los dotąd pozostaje niewyjaśniony.
Sowieckie represje wobec Polaków obejmowały zarówno składających broń żołnierzy jak i ludność cywilną. Zbiorowe egzekucje na terenie Białorusi miały miejsce w Grodnie, Wołkowysku, Oszmianie i Mołodecznie.
Źródło: PAP, lex.pl