Polacy chcą pomóc we Włoszech


- W 6 godzin jesteśmy w stanie wylecieć (do Włoch) - powiedział ratownik kapitan Tomasz Czyż, gość "Magazynu 24 godziny". - Nam tak duża tragedia nie grozi - uspokajał dr Paweł Wiejacz z Pracowni Sejsmologii Ogólnej PAN, odnosząc się do tragicznego trzęsienia w Abruzji.

O 3:30 rano ziemia zatrzęsła się w miasteczku L'Aqulia w środkowych Włoszech. Tragiczny bilans to ponad 150 zabitych, 1,5 tys. rannych i 70-100 tys. pozbawionych dachu nad głową.

Jesteśmy gotowi cały rok

Jesteśmy gotowi 365 dni w roku wyjechać do takich działań. ratownik Tomasz Czyż

- Jesteśmy gotowi 365 dni w roku wyjechać do takich działań (jak ratowanie ofiar kataklizmów - red.) - powiedział kapitan Tomasz Czyż z Gdańskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej Państwowej Straży Pożarnej. Zaznaczył jednak, że decyzja o wylocie "nie leży po naszej stronie".

Najpierw, zaznaczył ratownik, władze lokalne musza ocenić, czy potrzebują pomocy, a później trzeba czekać na oficjalną notę z prośbą o pomoc. Podkreślił fachowość i dobre przygotowanie swoich włoskich kolegów po fachu. - Włosi mają bardzo dobrych ratowników, wykształconych - stwierdził gość "Magazynu 24 godziny".

Odnosząc się do szans na przetrwanie pod gruzami powiedział, że wszystko zależy od kilku czynników: struktury budynku, dostępu do świeżego powietrza i wody pitnej. - Nawet do 8 dni osoba może przetrwać w strukturze gruzowiska - ocenił Czyż. Podkreślił, że w takich przypadkach "nadzieja umiera ostatnia".

Tragedia na miarę L'Aquili nam nie grozi

- Były pewne oznaki podwyższonej sejsmiczności - skomentował ostatnie godziny przed tragedią we Włoszech dr Paweł Wiejacz z Pracowni Sejsmologii Ogólnej PAN. Powiedział, że na kilka godzin przed trzęsieniem odnotowano niewielki wstrząs, który "mógł być sygnałem, że taki duży wstrząs może wystąpić".

Jego zdaniem, włoski naukowiec Gioacchino Giuliani, który przed miesiącem ostrzegał o zbliżającej się katastrofie, mógł mieć rację, ale nie musiał. Zastosowana przez niego metoda przewidywania (badania koncentracji radonu) jest bowiem niedokładna. - Metoda ta jest skutecznie stosowana w kopalniach, ale na powierzchni (...) jest mało efektywna - podkreślił.

Zwrócił uwagę, że sejsmolodzy i władze są w trudnej sytuacji, bo gdyby reagowano na każdy niepokojący sygnał, alertów byłoby bardzo dużo. Wtedy ludzie przywyczailiby się do nich i przestali traktować poważnie.

Uspokoił też Polaków. - Co tak dużego nam nie grozi - stwierdził Wiejacz. - Wstrząsy o mniej więcej dziesięciokrotnie mniejszej sile mamy raz na kilkaset lat - dodał.

Źródło: TVN24, PAP