Ulice Londynu przerodziły się w pole walki między protestującymi przed szczytem G20 a policjantami. Ranny został jeden funkcjonariusz a protestujący wdarli się do Royal Bank of Scotland. Jak do tej pory zatrzymano 23 osoby.
Policja szacuje, że w londyńskim City zebrało się od 3 do 4 tys. demonstrantów. Liczba funkcjonariuszy pilnujących bezpieczeństwa w Londynie jest nieco większa - jest ich aż 5 tys. policjantów, których do stolicy ściągnięto z całego kraju.
Wszystko zaczęło się spokojnie - wokół budynku Bank of England powiewały alterglobalistyczne transparenty i czerwone flagi. Protestujący przeciwko polityce finansowej mocarstw, głównie młodzi ludzi, zachowywali spokój. Dochodziło jedynie do drobnych utarczek bardziej krewkich demonstrantów z policją.
Jednak w miarę upływu czasu w brytyjskiej stolicy robiło się coraz goręcej.
Powinniśmy wyrzucić bankierów i ich politycznych sojuszników z miasta i odsunąć od władzy Hasło na jednym z transparentów
Demonstranci powybijali szyby w Royal Bank of Scotland i wdarli się do środka. Świadkowie tych wydarzeń mówią, że z okna banku wyrzucono drukarkę i biurowe krzesło. Na bocznej ścianie siedziby banku wymalowano hasła: "wojna klasowa" oraz "złodzieje".
Wokół budynku doszło do starć policji z demonstrantami. Siły porządku użyły pałek i otoczyły tłum. Jeden policjant został ranny.
Jak podaje telewizja Skynews, policja zatrzymała 23 osoby.
"Zostaliśmy obrabowani"
Protestujący mają w sobie dużo złości. - Zostaliśmy obrabowani - mówi rozgoryczony 22-letni Vinzcente Oliver. - Jestem tu, aby wesprzeć starszych ludzi, którzy ciężko pracowali przez te wszystkie lata. Gdybyśmy to my coś ukradli, trafilibyśmy do więzienia - mówi.
Na jednym z transparentów napisano: "Powinniśmy wyrzucić bankierów i ich politycznych sojuszników z miasta i odsunąć od władzy". Protesty odbywają się w kilku miejscach Londynu.
Przygotowani na najgorsze
Lokalna policja od rana spodziewała się najgorszego ze strony tłumów alterglobalistów, obrońców środowiska i innych grup protestów. Dwa dni, które będzie trwał szczyt G20 (m.in. z udziałem Baracka Obamy), już kosztowały 7,5 mln funtów wydanych tylko na zabezpieczenie imprezy.
Jak mówią BBC stołeczni policjanci, poziom aktywności policji w środę i czwartek jest niemal bezprecedensowy. Po ulicach krążą policyjne patrole, a niektóre ulice są odcięte dla zwykłych przechodniów.
Gdzie są kosze?
Z chodników zniknęły kosze na śmieci, a witryny sklepów w pobliżu najbardziej wrażliwych miejsc w Londynie zabijane są dyktą. Najbardziej narażone są okolice amerykańskiej ambasady i siedziby Bank of England. O przedarciu się w pobliże epicentrum szczytu, centrum konferencyjnego ExCel, demonstranci nie mają co marzyć.
Premier Gordon Brown zapowiedział, że na każdy akt przemocy policja będzie reagować z całą stanowczością.
Policja obawia się również o bezpieczeństwo urzędników bankowych i pracowników instytucji finansowych, które obarczane są winą za kryzys finansowy. Władze poradziły białym kołnierzykom, by na czas szczytu najlepiej nie pojawiali się w pracy i unikali paradowania w garniturach po ulicach.
Nie tylko demonstracje
Sobotnia demonstracja w Londynie była pokojowa, ale władze wolą dmuchać na zimne. Tym bardziej, że oprócz tłumów demonstrantów szczyt G20 to znakomita okazja do uderzenia dla terrorystów.
W ubiegłym tygodniu policja zatrzymała pięć osób podejrzanych o zamiar uczestniczenia w protestach przeciwko szczytowi G20. Trzech mężczyzn w wieku 16, 19, 25 lat i dwie kobiety w wieku 20 lat zatrzymano w Plymouth.
Policja wkroczyła też do akcji, gdy skonfiskowała należące do zatrzymanych podróbki broni, ładunki wybuchowe domowego wyrobu i materiały "dotyczące ideologii politycznej". Policja podała, że ze śledztwa wynika, iż sprawa nie ma związku z "kwestiami religijnymi".
Źródło: TVN24, BBC, PAP, Skynews