Katolicki (i nie tylko) świat na ponad tydzień wstrzymał oddech. Informacje z Watykanu stawiały z całą mocą pytanie, czy nie są to już ostatnie dni życia Franciszka. I choć ostatecznie lekarzom udało się opanować zakażenie nerek i obustronne zapalenie płuc, to większość watykanistów podkreśla, że to ostatnia prosta tego pontyfikatu. A to stawia pytanie o następcę - pisze dla tvn24.pl filozof, publicysta i działacz katolicki Tomasz P. Terlikowski.
Papież Franciszek zmarł - poinformował Watykan w wielkanocny poniedziałek. Przypominamy tekst z lutego 2025 r.
Wieczorny różaniec na placu św. Piotra, apele episkopatów w wielu krajach o modlitwę za papieża, a także z dnia na dzień skracające się komunikaty Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej (i wydłużające się komunikaty wieczorne pochodzące od lekarzy) uświadamiają, że stan Franciszka był naprawdę poważny.
- Nasz Ojciec Święty, papież Franciszek, jest w bardzo, bardzo wątłym zdrowiu i prawdopodobnie bliski śmierci - mówił w jednym ze swoich kazań w ostatnich dniach kardynał Timothy Dolan, przewodniczący Konferencji Episkopatu USA.
I choć teraz komunikaty płynące z Watykanu są bardziej optymistyczne, a z informacji medycznych znikają określenia o stanie krytycznym, to wcale nie oznacza to, że diagnoza amerykańskiego hierarchy przestała być aktualna.
Papież ma 88 lat, od lat nie ma połowy jednego płuca, cierpi na artretyzm, a w jego wieku i przy jego stanie zdrowia nie wychodzi się z obustronnego zapalenia płuc bez żadnych skutków zdrowotnych.
Jeśli więc nawet teraz Franciszek wyzdrowieje, opuści szpital i będzie nadal pełnił swoją funkcję, to… można stawiać pytanie, na jak długo starczy mu sił, i czy niebawem Kościół nie będzie wybierał nowego biskupa Rzymu.
Abdykacja? Mało prawdopodobne
To pytanie jest, zdaniem części komentatorów, tym bardziej aktualne, że papież - i to ze szpitalnego łóżka - zdecydował się zwołać do Watykanu konsystorz, zebranie wszystkich kardynałów. Data nie została jeszcze podana, ale ma się to stać rychło. Gdy Benedykt XVI w lutym 2013 roku zwołał konsystorz, to właśnie podczas niego poinformował kardynałów o swojej abdykacji. I już tylko to stawia przed Kościołem pytanie, czy i Franciszek - dwanaście lat później - nie zrobi tego samego. Powód wydaje się oczywisty: wiek i pogarszający się stan zdrowia.
Czy jest to możliwe? Teoretycznie tak, ale mało prawdopodobne (co nie oznacza wykluczone). Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, bo sam papież wielokrotnie i na różne sposoby zapewniał, że nie chce przechodzić na emeryturę. - Wierzę, że posługa papieża powinna być dożywotnia. Nie widzę powodu, dlaczego tak nie powinno być. Historyczna tradycja jest ważna. Jeśli zamiast tego mamy słuchać plotek, wówczas papież będzie się zmieniał co sześć miesięcy - stwierdził Franciszek podczas spotkania sprzed kilku lat z jezuitami w Demokratycznej Republice Konga. I nic nie wskazuje na to, by od tego czasu cokolwiek się zmieniło.
A nie zmieniło się dlatego, że Franciszek - i to potwierdzają niemal wszyscy watykaniści - nie jest człowiekiem, który rezygnuje z powierzonych sobie zadań i władzy, jaką posiada. Papież może wiele mówić o zmianie modelu rządzenia, o synodalności, a nawet o tym, że w Kościele pojawiło się zjawisko "papieży seniorów", ale sam nie jest osobą, która rezygnowałaby z władzy. Model papieskiego zarządzania jest jednoosobowy, Franciszek niechętnie usuwa się w cień i niechętnie władzą dzieli, i nie jest osobą, która ustępowałaby z urzędu, na którym zasiada. Na taki krok mógł zdecydować się Benedykt XVI, eteryczny intelektualista, ale z pewnością nie sprawujący twardą ręką swój urząd Franciszek. To nie w jego stylu.
A co z listem z rezygnacją?
Jest jednak jeden wyjątek, w którym papież (a w zasadzie jego otoczenie) mogłoby "podać papieża do dymisji", gdyby on sam nie mógł tego zrobić, a jednocześnie nie byłby w stanie sprawować władzy papieskiej. To właśnie na taką okazję przygotowany jest list, o którym wspominał sam Franciszek, a który podpisany został na samym początku pontyfikatu; zawarta jest w nim rezygnacja papieska. W jakich okolicznościach może ona zostać użyta?
Odpowiedź jest prosta: gdyby papież zapadł w stan trwałej śpiączki, na przykład na skutek kryzysu oddechowego, albo gdyby zapadł na chorobę, która ograniczałaby jego świadomość i możliwość działania na tyle, że nie mógłby sprawować urzędu. To może być demencja, wspominana śpiączka, ale także inne choroby, które sprawiłyby, że papież ani nie może zrezygnować, ani sprawować urzędu.
Kodeks Prawa Kanonicznego nie przewiduje możliwości odwołania papieża przez żadną inną władzę, kardynałowie mogą go powołać, ale nie mogą go odwołać, a Kościół nie może działać długotrwale bez papieża.
I właśnie dlatego kolejni papieże - Jan Paweł II, Benedykt XVI, a wcześniej Paweł VI - podpisywali tego rodzaju dokumenty, w których zrzekali się władzy w takiej właśnie (lub podobnej) sytuacji.
Jako pierwszy - w nieco innych okolicznościach - zdecydował się na podpisanie analogicznego dokumentu Pius XII, gdy obawiał się, że w czasie II wojny światowej Niemcy mogą go porwać czy aresztować, a potem uniemożliwić mu sprawowanie urzędu lub - co gorsza - zacząć - po zamknięciu - bez jego wiedzy sygnować jakieś dokumenty jego imieniem. - Pius XII polecił kardynałom kurialnym, by w razie aresztowania go przez nazistów natychmiast ogłosili jego rezygnację, a sami uciekli do Portugalii - ogłosił kilka lat temu ksiądz Peter Gumpel SJ, relator procesu beatyfikacyjnego tego papieża.
Bardziej Franciszek II niż Benedykt XVII
To, że okoliczności, o jakich mowa, a które usprawiedliwiałyby ogłoszenie abdykacji Franciszka, obecnie nie istnieją, a on sam raczej (choć ręki nie dałbym sobie za to uciąć) nie zrezygnuje, wcale nie oznacza, że nie zbliża się kolejne konklawe.
88-letni papież już przed obustronnym zapaleniem płuc był schorowany, a teraz z całą pewnością jego stan zdrowia jeszcze się pogorszy. I dlatego coraz częściej i coraz bardziej otwarcie, także w Watykanie, mówi się o tym, że jeszcze w tym roku (albo niedługo potem) możliwy jest wybór nowego biskupa Rzymu.
Kto mógłby nim być? Zacznijmy nie od nazwisk, ale od tego, jak sam Franciszek "przygotował" grupę, która będzie wybierać jego następcę. Obecny papież mianował 111 spośród 141 kardynałów elektorów. Jego nominaci stanowią więc niemal 80 procent przyszłych uczestników konklawe. A to oznacza, że nowego papieża będą wybierać ludzie, których wybrał jego poprzednik, i to kierując się w tym wyborze nie tyle miejscem, z którego ktoś pochodzi, ile bliskością ideową i duszpasterską.
Franciszek, i to także wiadomo, zatroszczył się o to, by w procesie wyboru jego następcy kontrolę nad dynamiką zgromadzenia kardynalskiego sprawował jego człowiek. 6 lutego, krótko przed pójściem do szpitala, papież przedłużył kadencję włoskiego kardynała Giovanniego Battisty Re na stanowisku dziekana Kolegium Kardynałów. Co to oznacza? Że to ten hierarcha, bliski linii Franciszka, będzie kierował przygotowaniami do wyboru nowego papieża i on będzie miał istotny głos w tej sprawie. Sam Re głosować nad wyborem papieskim nie będzie, bo jest człowiekiem 91-letnim (co oznacza, że nie jest elektorem), ale pewne istotne decyzje będą należeć do niego. I już tylko to oznacza, że nowy papież będzie raczej bliższy obecnemu papieżowi, niż na przykład Benedyktowi XVI.
Papabile starzy i nowi
Ta konstatacja nie zaspokaja, rzecz jasna, ciekawości, stąd od zawsze pojawiają się listy papabili - kardynałów, którzy mają większe niż inni szanse, by z konklawe wyjść w białych szatach. I choć starzy watykańscy wyjadacze nieodmiennie powtarzają, że "kto wchodzi na konklawe papieżem, ten wychodzi z niego kardynałem", to - choćby w przypadku kardynała Josepha Ratzingera - typowania dziennikarskie okazały się słuszne. Teraz jednak, co podkreślają wszyscy komentatorzy, brak takiego jednoznacznego i oczywistego kandydata.
Najczęściej na rozmaitych listach pojawia się kardynał Pietro Parolin, sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej (czyli swoisty wicepapież, a może lepiej powiedzieć premier Kościoła). Jego siłą jest to, że jest on Włochem (a wszyscy ci, którzy chcą spokoju, a takich jest coraz więcej, tęsknią za kardynałami z Italii na tym stanowisku), zna Kurię Rzymską, a do tego jest - ostrożniejszym i bardziej dyplomatycznym - ale jednak zwolennikiem linii Franciszka. Parolin, gdyby został papieżem, nie byłby pierwszym sekretarzem stanu (a współczesną formę temu urzędowi nadano w 1692 roku), który został papieżem. Sekretarzami stanu przed papieskim pontyfikatem byli Aleksander VII, Klemens IX i Pius XII.
Innym włoskim kandydatem, o którym nieustannie się mówi, jest kardynał Matteo Zuppi, arcybiskup Bolonii, od 2022 roku przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch. Jego siłą jest to, że sam Franciszek uważa go za jednego ze swoich najbliższych współpracowników, i że prezentuje on jeszcze bardziej "duszpasterski styl" niż Franciszek. Jako młody ksiądz był on zarówno duszpasterzem bezdomnych, jak i księdzem zajmującym się ludźmi z marginesu. Od dawna związany jest także ze Wspólnotą Sant' Egidio, której lider jest jednym z ludzi tworzących linię obecnego pontyfikatu, choćby w kwestii podejścia do pokoju. To jednak, co jest siłą Zuppiego w oczach papieskich, okazać się może jego słabością w oczach kardynałów. Dlaczego? Bo wielu z nich chciałoby spowolnienia procesu zmian, uspokojenia sytuacji, a arcybiskup Bolonii z cała pewnością tego nie gwarantuje.
Jeśli nie Włoch i nie radykalny zwolennik zmian Franciszka, to może kardynał z globalnego Południa? Od wielu lat na wszystkich listach papabili pojawiał się filipiński kardynał Luis Antonio Tagle. Franciszek tak bardzo cenił jego talenty duszpasterskie, poczucie humoru, a także model myślenia teologicznego, że ściągnął go do Rzymu i powierzał kolejne funkcje. Błyskotliwą karierę zatrzymały jednak niejasności finansowe w zarządzanej przez Tagle Caritas Internationalis. Papież odwołał go z tego stanowiska. I choć nadal pełnił on w Watykanie kluczowe role - choćby prefekta Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów (a później proprefekta Dykasterii ds. Nowej Ewangelizacji), to jego gwiazda w związku z niejasnościami finansowymi nieco przygasła.
Dłuższa lista i wielka niewiadoma
Lista kardynałów wymienianych jako papabile jest dłuższa, a pojawiają się na niej: kardynał Fridolin Ambongo, arcybiskup Kinszasy i przewodniczący Sympozjum Konferencji Episkopatów Afryki i Madagaskaru (konserwatywny, niechętny zmianom Franciszka, co raczej go dyskwalifikuje, choć dla części kardynałów może być nadzieją na zatrzymanie pewnych reform) czy węgierski kardynał Péter Erdő (też konserwatywny i jako człowiek pochodzący z Europy Środkowej uważany za niechętnego części reform obecnego papieża).
Od czasu do czasu na listy papabili trafiają też kardynałowie, którzy kilka lat temu uchodzili za niemal pewniaków (bo symbolizowali pewne nurty w Kościele), ale ich czas zdecydowanie przeminął (by wymienić tylko kardynała Raymonda Burke’a czy Roberta Saraha).
Wszystkie te przewidywania mogą jednak wziąć w łeb, bo… nowe konklawe składa się - w znacznym stopniu - z ludzi, którzy zostali do niego powołani całkiem niedawno, często z bardzo odległych od Rzymu Kościołów, i którzy w większej, nie do końca znającej się grupie, mogą podjąć decyzje dla wszystkich zaskakujące. Dynamika zamkniętej, coraz bardziej różnorodnej grupy ludzi jest bardzo trudna do przewidzenia, szczególnie gdy wielu z jej uczestników nie jest znanych poza własnymi krajami. I to właśnie dlatego możemy być mocno zaskoczeni, gdy chwilę po tym, jak znad Kaplicy Sykstyńskiej poleci biały dym, zostanie ogłoszone, kto został papieżem.
Autorka/Autor: Tomasz P. Terlikowski - doktor filozofii, publicysta, pisarz, tłumacz i działacz katolicki. Autor wielu książek, m.in.: "Tylko prawda nas wyzwoli", "Kościół (dla) zagubionych", "Koniec Kościoła, jaki znacie", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski". Twórca podcastu "Tak myślę"
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: ETTORE FERRARI/EPA/PAP