Dwa lata temu świat z zaskoczeniem i przerażeniem przyglądał się triumfalnemu pochodowi dżihadystów z tak zwanego Państwa Islamskiego. Ich czarny sztandar powiewał nad połową Iraku i Syrii. Dzisiaj z tej potęgi zostały strzępy, a ostatnie przyczółki bojowników, atakowane ze wszystkich stron, są na krawędzi upadku.
Jeszcze rok temu w cieniu czarnego sztandaru żyło kilka milionów Irakijczyków i Syryjczyków. Obecnie jedynym większym obszarem kontrolowanym przez dżihadystów jest część doliny rzeki Eufrat na pograniczu Iraku i Syrii, gdzie przed wojną mieszkało około 300 tysięcy osób. Pozostałe części ich "terytorium", które wyglądają być może imponująco na mapach, to bezludna pustynia albo niewielkie enklawy pod oblężeniem.
Ofensywa z dwóch stron
Ostatnie większe zamieszkanie tereny tak zwanego Państwa Islamskiego mogą się w najbliższych tygodniach gwałtownie skurczyć. Niedawno ruszyły niemal równocześnie ofensywy sił irackich i syryjskich, które atakują z dwóch stron - od wschodu i zachodu. Syryjskie siły reżimowe wspierane przez Rosję i Iran zaczęły oblegać miasto Al Majadin. Siły irackie zajęły natomiast miasto Al Hadisa i posuwają się dalej. Pod pełną kontrolą dżihadystów zostały właściwie tylko dwie miejscowości położone po obu stronach granicy iracko-syryjskiej. Z jednej strony Al Qaim, a z drugiej Abu Kamal. Przed wojną mieszkało tam około ćwierć miliona osób. Poza tym dżihadyści bronią się jeszcze na ruinach swojej samozwańczej stolicy - syryjskiego miasta Rakka. Według najnowszego oświadczenia walczących z nimi Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), koalicji Kurdów i lokalnych Arabów wspieranej przez USA, fanatycy kontrolują już tylko około dziesięciu procent obszaru miasta. Dodatkowo w ostatnich dniach pojawiły się informacje, jakoby kilkuset ostatnich obrońców Rakki chciało się poddać, w zamian za gwarancje możliwości bezpiecznego wycofania się na tereny w pobliżu granicy iracko-syryjskiej. Nie ma jednak doniesień, aby SDF przystało na taką umowę. Poza tym fanatycy kontrolują kilka niewielkich enklaw w Syrii, otoczonych ze wszystkich stron przez wrogów. Ich ostatnia większa ofensywa miała miejsce we wrześniu na wschodzie Syrii i skończyła się niepowodzeniem.
Państwa już nie ma
Nie ulega wątpliwości, że czasy tak zwanego Państwa Islamskiego minęły. Nie ma już żadnej namiastki zorganizowanego państwa dżihadu, kontrolującego życie milionów ludzi. Nie ma idących w miliony dolarów dochodów z wydobycia i przemytu ropy. Zostały strzępy, kurczące się enklawy kontrolowane przez niemające możliwości współpracy bojówki pod czarnym sztandarem. Jeśli będzie się utrzymywać dotychczasowe tempo postępów irackich i syryjskich sił rządowych, to do końca roku pogranicze obu krajów powinno być już oczyszczone z fanatyków. Prawdopodobnie będą się bronić w ostatnich enklawach na terenach większych miast albo ukrywać się w bazach na bezludnej pustyni. Dżihadyści nie mają już zaplecza do prowadzenia wojny na większą skalę. Są okrążeni i pozbawieni możliwości przemytu ludzi oraz broni. Nie kontrolują już większych miast, gdzie lokowali swoje warsztaty produkujące pojazdy bojowe i rekrutowali bojowników. Od miesięcy nie zdobyli żadnego większego składu amunicji i broni, które na początku ich ofensywy dostarczały im większość wyposażenia.
Fanatycy już nie tacy straszni
Szanse fanatyków na zmianę ich położenia są więc nikłe. Ich początkowe wielkie sukcesy były głównie skutkiem zaskoczenia i wsparcia udzielonego im przez wielu cywili. Dzisiaj już mało kto ma złudzenia, że silnie motywowani ideologicznie dżihadyści dadzą wyzwolenie od niestabilności panującej na terenach kontrolowanych przez irackie czy syryjskie siły rządowe. Przez dwa lata swoich rządów fanatycy dali się poznać większości swoich "poddanych", jako bardzo brutalni władcy. Bezwzględnie ściągali różne "podatki", będące de facto haraczami i surowo karali za wszelkie przewinienia. Poparcie dla nich wśród ludności cywilnej, głównie wyznawców sunnickiego islamu, znacząco spadło. Życie pod rządami obcych im religijnie elit w Bagdadzie (szyici) i Damaszku (alawici) nie jest już tak złą perspektywą. Co ważniejsze walczący z dżihadystami Irakijczycy, Kurdowie i Syryjczycy przestali się ich bać. Początkowo fanatycy wywoływali strach swoją brutalnością i bezwzględnością. Kroczący od sukcesu do sukcesu wydawali się niepowstrzymani. Na ich widok potrafiły uciekać całe irackie dywizje, pomimo posiadania przytłaczającej przewagi. Przeciwnicy dżihadystów nauczyli się też z nimi walczyć. Dzisiaj wykorzystywane masowo przez fanatyków samochody-pułapki kierowane przez samobójców, choć nadal są wielkim zagrożeniem, nie wywołują już takiej paniki. Wypracowano metody walki z nimi i często udaje się je zawczasu zniszczyć. Opracowano też skuteczne sposoby na zwalczanie prostych dronów z bombami, które lubili stosować fanatycy.
Koniec nie jest bliski
Zgniecenie niedoszłego państwa dżihadystów przez lokalne siły, obficie wspierane przez Iran, Rosję i Zachód, nie oznacza jednak końca działalności fanatyków. Przywódcy tak zwanego Państwa Islamskiego wcześniej przez lata działali w podziemiu, kierując kampanią terroru w Iraku, zanim sytuacja dojrzała na tyle, iż zdecydowali się działać otwarcie. Teraz mogą po prostu wrócić do swoich wcześniejszych metod. Kiedy zniknie z map tak zwane Państwo Islamskie, pojawi się problem: co dalej. Dzisiaj różne ugrupowania są zjednoczone w walce z dżihadem w myśl zasady "wróg mojego wroga moim przyjacielem". Kiedy zabraknie spajającego wszystkich celu walki z fanatykami, dotychczasowe koalicje mogą zacząć się rozpadać. Dotyczy to choćby Arabów i Kurdów na północy Syrii. Kurdowie i syryjski reżim również nie mają powodów, by darzyć się miłością. Podobnie rząd i Kurdowie w Iraku. Irakijczycy będą musieli też poradzić sobie z całą rzeszą religijnych bojówek utworzonych do walki z dżihadystami.
Do rozwiązania pozostaje także kolejny problem związany z tym, że znaczna część Iraku i Syrii legła w gruzach podczas trwającej dwa lata wojny z dżihadystami. Ci cywile, którzy tam zostali, a nie uciekli do sąsiednich państw czy Europy, żyją w ciężkich warunkach. Idealnych do zakorzenienia się kolejnych radykalizmów. Nie może być też wielkich nadziei na to, że wraz ze zniknięciem tak zwanego Państwa Islamskiego z map, ustaną zamachy w Europie. Dokonujący ich ekstremiści są napędzani przez radykalną ideologię, która jest niezależna od tej czy innej organizacji. Wcześniej zamachy odbywały się pod sztandarem Al-Kaidy, teraz tak zwanego Państwa Islamskiego. Niewykluczone, że pojawi się nowa organizacja albo po prostu nadal będzie wykorzystywana ta sama nazwa, która jest już rozpoznawalna na całym świecie. Choć po samym "państwie" nie ma już właściwie śladu.
Autor: Maciej Kucharczyk//kg / Źródło: tvn24.pl