Korea Północna oświadczyła, że zerwała gorącą linię telefoniczną z Południem. Było to ostatnie bezpośrednie połączenie pomiędzy oboma krajami. Phenian twierdzi, że uczynił to dlatego, iż "wojna może wybuchnąć w każdej chwili".
"W obecnej sytuacji nie ma żadnej potrzeby, aby utrzymywać komunikację pomiędzy wojskami Północy i Południa" - podała północnokoreańska agencja KCNA, cytując rzecznika wojska. "Obecnie nie ma już żadnego kanału do dialogu i komunikacji pomiędzy oboma krajami" - zaznaczono.
Ostatnie ślady "lata" w Korei
Zerwana gorąca linia funkcjonowała w zarządzanym przez oba kraje kompleksie przemysłowym Kaesong, ostatnim dużym symbolu okresu odprężenia na Półwsypie Koreańskim w latach 1998-2008. W położonym na terytorium Korei Północnej ośrodku produkcyjnym obywatele Północy pracowali w fabrykach 123 firm z Południa, łącząc tanią siłę roboczą (około 50 tysięcy ludzi) jednego kraju z zaawansowaną technologią drugiego. Większość produkcji to sprzęt AGD. Jego sprzedaż do Korei Południowej przynosił Phenianowi spore zyski, szacowane na dwa miliardy dolarów rocznie, co jest istotnym wzmocnieniem budżetu dyktatury. Gorąca linia była niezbędna do koordynowania ruchów pracowników i sprawnego reagowania na wszelkie incydenty. Według władz w Seulu w środę w Kaesong przebywało ponad 900 pracowników z Korei Płd. Rząd zapowiedział "zadbanie o ich bezpieczeństwo", nie podając szczegółów.
Starcia na słowa
Jeszcze wcześniej Korea Północna jednostronnie "zerwała" komunikację za pomocą dwóch innych gorących linii, ustanowionych po rozejmie z 1953 roku. Jedna była zarządzana przez Czerwony Krzyż i służyła do komunikacji obu rządów, a druga działała w "wiosce rozejmowej" Panmundżon i pozwalała na komunikację wojska Korei Północnej z wojskiem USA. Formalnie obie Koree cały czas są w stanie wojny, przerwanym jedynie rozejmem z 1953 roku. W ostatnich tygodniach agresywna retoryka z Północy osiągnęła jednak wyjątkowy poziom. Phenian twierdzi, że jego wrogowie szykują atak pod przykrywką wielkich ćwiczeń wojskowych, które odbywają się przez cały marzec w Korei Południowej. Charakterystyczne jest to, że Seul coraz częściej również odpowiada pogróżkami, prezentując np. rakiety "które trafią w okno biura kierownictwa Korei Północnej".
Delikatna sytuacja
Niektórzy analitycy sugerują, że obecnych napięć można się było spodziewać, bowiem od dekad Korea Północna "testuje" każdego nowego prezydenta Korei Południowej w pierwszych miesiącach jego rządów. Najczęściej "test" ma formę ograniczonego starcia na granicy, do czego obecnie jeszcze nie doszło. Obecna prezydent, Park Geun Hie, objęła urząd miesiąc temu. Do starcia może jednak dojść w każdej chwili. Ryzyko obrazuje incydent. który miał miejsce w nocy z wtorku na środę. Na jednym z odludnych odcinków granicy pełniący wartę poborowy południowokoreański zobaczył "coś" za linią fortyfikacji przed ziemią niczyją i rzucił granat. Miała to być pomyłka wywołana zmęczeniem.
Autor: mk\mtom / Źródło: Reuters, PAP, BBC News, tvn24.pl