Oskarżony o kradzież bezcennych dzieł chce procesu w Holandii. "Inaczej nikt ich nie ujrzy"


Na trwającym w Rumunii procesie o kradzież bezcennych dzieł z muzeum w Rotterdamie główny oskarżony Radu Dogaru zażądał przeniesienia procesu do Holandii. W przeciwnym razie, jak powiedział we wtorek jego adwokat, Dogaru nie zdradzi, gdzie znajdują się obrazy.

Obrońca Catalin Dancu powiedział dziennikarzom podczas przerwy w rozprawie w bukareszteńskim sądzie, że pięć z siedmiu skradzionych dzieł zostało wywiezionych z Rumunii, gdzie trafiły po kradzieży. - Pięć obrazów, które były w Rumunii, jest teraz za granicą, na wschodzie, moim zdaniem w Mołdawii - powiedział prawnik. Dodał, że za granicę wywiózł obrazy "rosyjski lipowanin"; lipowanie to potomkowie rosyjskich staroobrzędowców mieszkający w Rumunii i sąsiednich krajach. Dwa pozostałe obrazy znajdują się, według Dacu, w Belgii. Wartość płócien skradzionych jesienią zeszłego roku z muzeum Kunsthal szacuje się na 100-200 mln euro.

Nie ufa rumuńskim śledczym

Dogaru, jak przekazał prawnik, odmówił wyjaśnień na temat losu pięciu obrazów wywiezionych z Rumunii. - Radu powiedział: "Jeśli Holendrzy nie chcą mnie zabrać, nikt nie ujrzy obrazów" - przekazał adwokat. Jak wyjaśnił, Dogaru "nie chce dłużej współpracować z władzami rumuńskimi, ponieważ nie ufa wymiarowi sprawiedliwości w Rumunii". 29-letni Dogaru przyznał się do zrabowania dzieł razem ze wspólnikiem, który jest sądzony zaocznie. Na ławie oskarżonych zasiada też matka Dogaru, Olga, która powiedziała śledczym, że spaliła obrazy, by pozbyć się dowodów, a potem odwołała te zeznania. Adwokat zapewnił we wtorek, że żaden ze skradzionych obrazów nie został spalony. Przed rozpoczęciem procesu eksperci znaleźli w piecu w domu Olgi Dogaru pozostałości gwoździ, płótna i farb z okresu, z którego pochodziły dzieła, stąd obawy, że płótna o ogromnej wartości mogły przepaść bezpowrotnie.

Zuchwałe włamanie

Sprawcy włamali się 16 października 2012 roku do muzeum Kunsthal i zrabowali siedem obrazów w niewiele ponad 90 sekund. Dogaru został aresztowany w styczniu br., ale od tego czasu niewiele udało się od niego dowiedzieć o losie obrazów. Sugerował, że w sprawę zamieszane są "grube ryby" i grozi mu śmierć, jeśli powie więcej. Jego matka pomiędzy wersją o spaleniu obrazów i odwołaniem jej mówiła, że na polecenie syna sprzedała je mówiącemu po rosyjsku mężczyźnie, który przyjechał czarnym samochodem. Wiadomo tylko, że przez jakiś czas dzieła były w Caracliu, rodzinnej wsi Dogaru leżącej we wschodniej Rumunii, w większości zamieszkanej przez staroobrzędowców. O samym Dogaru zaś wiadomo, że w Rumunii był notowany za bójki i drobne przestępstwa, a gdy wyjechał do Holandii, zajmował się stręczycielstwem i okradaniem mieszkań. Skradzione dzieła to: "Most Waterloo" oraz "Most Charing Cross" impresjonisty Claude'a Moneta, "Głowa Arlekina" Pabla Picassa, "Czytająca dziewczyna w bieli i żółci" współtwórcy fowizmu Henri Matisse'a, "Kobieta z zamkniętymi oczami" jednego z najwybitniejszych brytyjskich malarzy współczesnych Luciana Freuda, "Kobieta przed otwartym oknem" postimpresjonisty Paula Gauguina (zwana też "Narzeczoną") oraz "Autoportret" Meijera de Haana.

Autor: /jk / Źródło: PAP