Rozejm zawarty w Mińsku przewiduje m.in. wymianę jeńców. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy ukraińscy żołnierze znaleźli się na takiej liście. Nie wszyscy też są w rękach "oficjalnych władz" rebelianckich w Doniecku. Poinformował o tym w rozmowie z portalem Inforesist zastępca naczelnika zarządu weryfikacji Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy Petro Kanonik.
"Są takim żywym towarem"
Jak powiedział, w czasie przygotowań do wymiany jeńców ustalił, że jest co najmniej dwóch ukraińskich wojskowych, których rebelianci nie umieścili na liście do wymiany i którzy nie znajdują się pod nadzorem "wojskowej policji Donieckiej Republiki Ludowej". Trzyma ich w niewoli komendant polowy "Abchaz", pochodzący z Soczi najemnik.
Dowódca 90. batalionu 95. Samodzielnej Brygady Powietrzno-Desantowej Oleg Kuzminych, wzięty do niewoli podczas walk o lotnisko donieckie, nad którym znęcali się potem rebelianci, teraz znajduje się obecnie w Makiejewce - mieście leżącym na zachód od Doniecka.
- Są też i inni jeńcy wojenni w rękach innych polowych komendantów. Rebelianci wszak też ponoszą straty: mają zabitych, wpadają do niewoli. I nasi wojskowi są takim 'żywym towarem'. Trzymają ich u siebie, żeby potem wymieniać na swoich - mówi Kanonik.
"Gnom" za "cyborga"
Taka opcja pojawiła się, gdy 13 lutego żołnierze ukraińskiej 79. brygady powietrzno-desantowej złapali rebelianta o pseudonimie "Gnom". To jeden z członków oddziału "Giwiego", którzy bili i poniżali podpułkownika Kuzminycha. "Gnom" może zostać wymieniony na przetrzymywanego przez rebeliantów oficera – pisał wtedy ukraiński portal Censor.
Dowódca batalionu 95. brygady powietrzno-desantowej z Żytomierza był wśród "cyborgów", którzy przez 242 dni stawiali zacięty opór rebeliantom w walkach o lotnisko w Doniecku. Poddali je pod koniec stycznia, kiedy terminal został tak zniszczony przez artylerię separatystów, że nie pozostało tam ani jednego miejsca, z którego mogliby nadal odpierać ataki.
20 stycznia, wraz z innymi jeńcami, Kuzminych został przywieziony na miejsce ostrzału przystanku autobusowego w Doniecku, w którym zginęło 13 cywilów, a kilkudziesięciu zostało rannych. Separatyści zorganizowali "korytarz hańby". Zmuszali Ukraińców do zbierania z ulic ciała zabitych cywilów. Tłum, który zebrał się w pobliżu "korytarza hańby" wyładował złość na "cyborgach", oskarżając ich o atak. Bicie i poniżanie rejestrowały kamery rosyjskich stacji telewizyjnych.
- Żryj suko. Ja was nauczę! Gębę otwieraj, swołocz. Pułkowniku, gębę otwieraj - wrzeszczał "Giwi" do jednego z "cyborgów", zmuszając go do zerwania i zjedzenia naszywek z munduru. "Giwi" poniżał też Olega Kuzminycha. "Pojadę do Żytomierza i wszystko wam tam rozpier..." - groził oficerowi.
Potem ślad po Kuzminychu zaginął.
Rodzina w Żytomierzu
Reporter "Czarno na białym" Przemysław Wenerski dotarł do rodziców Kuzminycha. O zaginięciu syna dowiedzieli się 20 stycznia. Rodzina jest w stałym kontakcie z ministerstwem obrony Ukrainy. Na powrót do domu Olega ciągle czekają żona i dwie córki. Rodzina na utworzonym profilu społecznościowym nadal apeluje o wsparcie w sprawie jego uwolnienia.
Rodzice i żona oficera robią wszystko, by go odnaleźć. Na jednym z opublikowanych przez separatystów filmów Kuzminych prowadzony był do samochodu na rosyjskich tablicach rejestracyjnych z numerem 96. - To jest Swierdłowsk w Rosji, 2 tys. km od Doniecka - mówił Wenerski. - Pojawiły się plotki, że chcą go wysłać do Rosji. Ale był jeden telefon, że pozostaje na Ukrainie. Oprócz tego nie wiemy nic - to z kolei relacja żony oficera z początku lutego. Dopiero teraz okazuje się, że "cyborg" jest jednak na terenie Donbasu.
38-letni podpułkownik Oleg Kuzminych w armii służy od 20 lat, na froncie spędził 10 miesięcy.
Materiał Przemysława Wenerskiego ("Czarno na białym", 9 lutego)
W łapach bandytów
Autor: //gak / Źródło: inforesist.org, tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24