Od porozumienia pokojowego w Camp David w 1978 roku południowa granica Izraela należała do najspokojniejszych. Niedługo może się to zmienić - ostrzegają izraelscy politycy i wojskowi. Z rosnącym niepokojem obserwują rozwój sytuacji w Egipcie. Polityczna ofensywa islamistów i tradycyjny antysyjonizm egipskiej ulicy mogą zmusić armię - dotychczas strażnika bardzo dobrych relacji z Izraelem - do zmiany stanowiska o 180 stopni.
"Dla Izraela i dla wszystkich rządów jest sprawą zasadniczą, kto sprawuje władzę w Egipcie" - pisze w wydanym dziś komunikacie premier Izraela Benjamin Netanjahu. Szef izraelskiego rządu podkreśla "wspólny interes" Egiptu i Izraela w zachowaniu pokoju na Bliskim Wschodzie.
Czy takie deklaracje i gesty pod adresem egipskiej armii wystarczą dla utrzymania przyjaznych lub choćby neutralnych stosunków z Kairem? Być może, dopóki władzę sprawuje tam Najwyższa Rada Wojskowa, a na jej czele stoi marszałek Husejn Tantawi.
Rząd Izraela uważa go za człowieka, który jest w stanie zapobiec "generalnemu chaosowi" i utrzymać w mocy traktat pokojowy między obu sąsiadującymi krajami zawarty w 1979 roku. Problem w tym, że Tantawi musi sobie radzić nie tylko z rosnącymi w siłę islamistami i burzliwą ulicą, ale nawet wśród generałów nie może już liczyć na pełne poparcie.
Armia traci kontrolę?
Jesteśmy w okresie głębokiej niepewności co do Egiptu, nawet bardziej niż byliśmy w lutym. Rozgrywka między generałami, islamistami i siłami prodemokratycznymi jest niejasna i nawet wśród wojskowych wydaje się że nie ma zgody. Kontrola Tantawiego nad jego kolegami jest daleka od całkowitej. były oficer wywiadu Izraela
Po obaleniu Mubaraka izraelska armia próbowała utrzymać dialog z egipskimi generałami, ale jeden z wysokich oficerów IDF przyznaje w rozmowie z "The Jewish Chronicle": "Rozmawiamy z nimi mniej niż kiedyś. Dużo trudniej jest zrozumieć to, co dzieje sie teraz w Kairze". Sytuację komplikuje to, że w tym tygodniu ze stolicy Egiptu wyjechał ambasador izraelski Yitzhak Levanon.
Były oficer wywiadu izraelskiego dodaje: "Jesteśmy w okresie głębokiej niepewności co do Egiptu, nawet bardziej niż byliśmy w lutym. Rozgrywka między generałami, islamistami i siłami prodemokratycznymi jest niejasna i nawet wśród wojskowych wydaje się że nie ma zgody. Kontrola Tantawiego nad jego kolegami jest daleka od całkowitej".
Jeszcze dalej w pesymistycznej ocenie sytuacji w Egipcie idzie były minister obrony Izraela Benjamin Ben-Eliezer. Obecnie członek Knesetu ostrzega, że narastający chaos w Egipcie może doprowadzić do poważnego konfliktu u południowych granic Izraela. Podkreśla, że tradycyjna bliska współpraca z Egiptem "teraz już nie działa". Jego zdaniem, armia nie panuje już w pełni nad sytuacją.
Czarny scenariusz
Kiedy po obaleniu Mubaraka władzę przejął marszałek Tantawi, Izrael odetchnął z ulgą. Egipska armia, popierająca traktat pokojowy z Izraelem, otrzymująca od USA miliardy dolarów pomocy, natychmiast ogłosiła, że jest za utrzymaniem status quo w relacjach z Izraelem.
Ale później był atak tłumów na ambasadę izraelską w Kairze i kilka aktów sabotażu na gazociągu z Egiptu do Izraela. Bractwo Muzułmańskie, chcące radykalnej rewizji traktatu pokojowego z 1979 i otwarcia granicy z kontrolowaną przez Hamas Strefą Gazy, jest faworytem wyborów parlamentarnych.
Popularność wojskowych wśród antysyjonistycznie nastawionych tłumów stale się zmniejsza. Egipcjanie mają dość łamania praw człowieka i gospodarczego chaosu. Wielu uważa, że armia chciałaby rządzić zawsze.
Cichy układ między Radą Wojskową a Bractwem Muzułmańskim - legalizacja działalności w zamian za popieranie status quo - chwieje się.
Aby zachować władzę, wojskowi mogą chcieć sięgnąć po hasła nacjonalistyczne. Już teraz szukają wszędzie "zagranicznych sabotażystów", w tym Izraelczyków. W końcu może dojść nawet do faktycznego zerwania stosunków dyplomatycznych z Izraelem.
Źródło: The Jewish Chronicle, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia