Mieszkańcy Sudanu Południowego dopiero co zdecydowali się oddzielić od Sudanu, a już wybuchły między nimi bratobójcze walki. - W atakach rebeliantów w południowo-wschodnim Sudanie zginęło 211 osób, a 109 odniosło obrażenia. Większość zabitych to cywile - powiedział minister ds. humanitarnych rządu południowego Sudanu James Kok.
Kok dodał, że bilans nie obejmuje ofiar po stronie atakujących bojówek.
Trudny początek
Sekretarz generalny rządzącego południem Sudanu Ruchu Wyzwolenia Sudańczyków (SPLM), Pagan Amum, oskarżył rząd w Chartumie o uzbrajanie i finansowanie rebeliantów na południu kraju.
Według południowosudańskiego wojska, w zeszłą środę i czwartek zwolennicy zbuntowanego generała George'a Athora zerwali zawieszenie broni, przeprowadzając serię ataków w stanie Dżunkali (Jonglei). W styczniu, kilka dni przed referendum w sprawie niepodległości południa, Athor podpisał zawieszenie broni z południowosudańskim wojskiem.
Athor, były wysoki rangą przedstawiciel armii Sudanu Południowego, odszedł z wojska przed zeszłorocznymi wyborami, które odbyły się w kwietniu. Po przegranej walce o urząd gubernatora Dżunkali, Athor rozpoczął rewoltę w tym regionie. Były generał twierdził, że wybory sfałszowano i bezprawnie odebrano mu zwycięstwo.
Wybuch przemocy wzbudził obawy o bezpieczeństwo południa Sudanu. Mieszkańcy tej części kraju w zeszłym miesiącu opowiedzieli się w referendum za oderwaniem południa kraju od północy. Oficjalnie niepodległość mają uzyskać w czerwcu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia