Ukraińskie MSZ ma nadzieję, że informacje o politycznym bojkocie Euro 2012 przez Niemcy to tylko "kaczka dziennikarska". Rzecznik resortu Oleg Wołoszyn wyraził przekonanie, że Niemcy nie chcą "reanimacji metod z okresu zimnej wojny" i nie będą próbowały uczynić sportu zakładnikiem polityki.
- Chcielibyśmy wierzyć, że chodzi tu o zwykłą kaczkę dziennikarską tak, jak w sytuacji z prezydentem Niemiec (Joachimem Gauckiem ), który od samego początku nie planował przyjazdu na szczyt prezydentów państw Europy Środkowej (w Jałcie, na Ukrainie) i nie odwołał swej wizyty z przyczyn politycznych, jak podały w ubiegłym tygodniu niektóre media - oświadczył rzecznik ukraińskiego MSZ Ołeh Wołoszyn agencji Interfax-Ukraina.
Wołoszyn podkreślił jednocześnie, że kilka lat temu, gdy pojawiały się wątpliwości, czy Ukraina zdąży z przygotowaniami do piłkarskich mistrzostw Europy, prasa spekulowała, że organizację ukraińskiej części turnieju mogłyby przejąć właśnie Niemcy.
Merkel zastanawia się, czy jechać na Euro
- Zwraca uwagę fakt, że niezależnie od tego, do jakich nieporozumień nie dochodziłoby między niemieckimi politykami a rządami innych państw w naszym regionie, żaden z nich (polityków niemieckich) nawet nie zasugeruje bojkotu wielkich przedsięwzięć sportowych, zaplanowanych w tych państwach w najbliższych latach - zaznaczył rzecznik MSZ w Kijowie.
W niedzielę ukraińskie media cytowały za prasą niemiecką rzecznika rządu w Berlinie Steffena Seiberta, który oświadczył, iż wizyta kanclerz Merkel na Ukrainie podczas Euro 2012 będzie zależeć od "dalszego rozwoju sytuacji" w tym kraju.
W poniedziałek niemiecki magazyn "Der Spiegel" napisał, że Merkel "poważnie rozważa" zbojkotowanie meczów na Ukrainie, jeżeli była ukraińska premier Julia Tymoszenko będzie nadal przetrzymywana w więzieniu. Według "Spiegla" , ewentualny bojkot obowiązywałby cały niemiecki rząd i dotyczyłby także finałowego meczu w Kijowie, gdyby reprezentacja Niemiec zaszła w rozgrywkach tak daleko.
Niemcy zaniepokojone
W ubiegłym tygodniu niemiecki rząd wyraził głębokie zaniepokojenie doniesieniami o użyciu siły wobec znajdującej się w więzieniu byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko.
- Jeżeli te doniesienia są prawdziwe, to postępowanie ukraińskich władz więziennych jest nie do przyjęcia oraz całkowicie niewspółmierne - mówił wówczas Seibert dziennikarzom w Berlinie. Skrytykował politykę rządu w Kijowie wobec Tymoszenko i innych opozycjonistów jako "niemożliwą do pogodzenia z europejskimi wartościami".
Obrona Tymoszenko poinformowała 24 kwietnia, że opozycjonistka od 20 kwietnia prowadzi w więzieniu strajk głodowy. Jest to protest przeciwko zastosowaniu wobec niej przemocy. Tymoszenko opublikowała następnie list, w którym oświadczyła, że została uderzona przez jednego ze strażników, którzy w nocy z piątku na sobotę bez słowa wyjaśnienia przewieźli ją z żeńskiej kolonii karnej w Charkowie do miejscowego szpitala kolejowego.
Źródło: PAP