"Sprawa do śledzenia". Antyimigracyjna partia pod okiem niemieckiego kontrwywiadu


Antyimigrancka partia Alternatywa dla Niemiec (AfD) zostanie poddana ściślejszej kontroli - ogłosił we wtorek niemiecki kontrwywiad, Urząd Ochrony Konstytucji (BfV). Powodem są obawy związane z radykalizacją tego ugrupowania. Jak poinformowały media, AfD miała być określona jako "sprawa do śledzenia".

W 450-stronnicowym raporcie przygotowanym przez BfV zaklasyfikowano AfD jako "sprawę do śledzenia" - podał berliński dziennik "Der Tagesspiegel". Gazeta podkreśliła zarazem, że ugrupowanie nie jest objęte "pełnym nadzorem".

Szef Urzędu Ochrony Konstytucji Thomas Haldenwang powiedział we wtorek, że jego urząd rzeczywiście planuje badanie publicznych wypowiedzi członków AfD oraz powiązań tej partii z radykalnymi grupami. Wskazał, że to ugrupowanie bagatelizuje rolę niemieckich nazistów, a niektórzy z jego członków mogą sięgać po "rewolucyjne" środki, by osiągnąć swoje cele polityczne.

"Sprawa dla wewnętrznego wywiadu"

Przewodniczący AfD Alexander Gauland stwierdził, że działania niemieckiego kontrwywiadu są umotywowane politycznie. - Uznajemy decyzję BfV za błędną - powiedział.

Do sprawy odniósł się również szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas z socjaldemokratycznej SPD. - Każdy, kto dyskryminuje ludzi na podstawie ich pochodzenia, jest rasistą i nacjonalistą. Część (działań - przyp. red.) AfD to sprawa dla wewnętrznego wywiadu - napisał na Twitterze w odniesieniu do raportu BfV.

Nowy szef BfV Haldenwang zapowiedział w grudniowym wywiadzie dla "Sueddeutsche Zeitung" intensyfikację działań przeciw prawicowemu ekstremizmowi. Jego zdaniem zjawisko to przyjmuje w Niemczech nową jakość.

Po wydarzeniach w Chemnitz

Haldenwang w listopadzie 2018 roku zastąpił na stanowisku szefa BfV Hansa-Georga Maassena. Ten ostatni został odesłany w stan spoczynku po długich sporach w koalicji rządowej w konsekwencji kontrowersyjnych wypowiedzi na temat wydarzeń w Chemnitz. Zdaniem Maassena w mieście nie dochodziło do "polowań" na migrantów, jak podawały media głównego nurtu.

Były już szef BfV uznał, że była to celowa dezinformacja rozpropagowana przez środowiska związane ze skrajną lewicą, żeby odwrócić uwagę od morderstwa Niemca.

Nowy szef BfV, który był wcześniej zastępcą Maassena, zapowiadał rozbudowanie wydziału zajmującego się prawicowym ekstremizmem o połowę. Obecnie pracuje w nim około 200 osób.

Autor: now,mm / Źródło: TVN24, PAP