Kiedy Francuzi zorientowali się, że okręt zaczął się ruszać, było już za późno. Trap podniesiono, cumy rzucono, a długi na 300 metrów lotniskowiec zaczął oddalać się od nabrzeża. Przerwanie manewru dla trzech ludzi nie wchodziło w grę. Chcący zrobić wycieczkę po lotniskowcu policjanci niespodziewanie wybrali się w rejs. Sytuację pogorszył fakt, że żaden nie potrafił komunikować się po angielsku.
Morska przygoda nie była jednak długa. Po około godzinie policjantów przesadzono na pilotówkę - niewielki, ale szybki statek dowożący na pokłady wpływających i odpływających z portu jednostek pilotów (nie lotników, ale osoby znające lokalne warunki i pomagające nawigować kapitanom - red. ). Lotniskowiec dalej podążył swoim kursem. Do końca grudnia powinien dotrzeć do macierzystej bazy Norfolk w USA.
Policjanci wrócili natomiast do domu i do problemów. Jak oznajmili ich przełożeni, czekają ich "konsekwencje dyscyplinarne". Nie jest jasne, w jaki sposób weszli na pokład lotniskowca, choć mieli posterunki na nabrzeżu. Nie wiadomo, kto ich wpuścił i dlaczego nikt nie zorientował się, że na pokładzie są pasażerowie na gapę. Przy trapach zawsze stoi warta, która powinna takiej sytuacji zapobiec.
Autor: mk/tr / Źródło: USNI News
Źródło zdjęcia głównego: US Navy