Tego jeszcze nie było. Po raz pierwszy cztery osoby stanęły zimą na ośmiotysięczniku. Na niezdobyty o tej porze roku szczyt Broad Peak (8047 m) wspięli się we wtorek czterej Polacy. Jednak zanim tego dokonali, doświadczali "dylematów godnych Szekspira". Dwa podejścia zakończyły się niepowodzeniem, a jeden z obozów został całkowicie zniszczony przez wiatr. - Nie mieliśmy żadnego marginesu bezpieczeństwa - skomentował wejście jeden z uczestników wyprawy.
Uczestnicy wyprawy Polskiego Związku Alpinizmu byli pełni wiary, że staną na wierzchołu od samego początku. Wspominali o tym od chwili, gdy tylko zostali wytypowani na wyjazd w Karakorum. Natomiast kierownik ekspedycji Krzysztof Wielicki zapowiadał, że będą się modlić o dwa dni okna pogodowego.
Broad Peak nie daje się zdobyć
W połowie lutego nie powiodły się dwa ataki. 29-letniego Adama Bieleckiego i 33-letniego Artura Małka zastopowała na wysokości 7820 m szczelina, a 58-letniego Macieja Berbekę i 27-letniego Tomasza Kowalskiego zmusił do odwrotu po pięciu godzinach wspinaczki huragan. Krzysztof Wielicki zapowiedział wówczas, że następny atak nastąpi jak tylko zmaleje siła wiatru.
Bielecki wspomniał, że w ostatnich dniach w bazie (4900 m) trwała burza mózgów, tak gorąca, że "spod czapek się dymiło". Wyprawa znalazła się w najtrudniejszym momencie - w momencie podejmowania taktycznej decyzji. Przed kierownikiem było bardzo trudne zadanie - wybór opcji ataku.
- Musiałem wykonać ruch ostatniej szansy. Dylemat godny był szekspirowskiego dramatu: Iść czy nie iść? Ryzykować czy dać sobie spokój? Oto było pytanie - przyznał zdobywca Korony Himalajów i Karakorum. A Berbeka dodał, że po dyskusjach trzeba się było wyciszyć. Najlepszym sposobem była gra w szachy.
Zero marginesu bezpieczeństwa
Zima pogroziła już wcześniej uczestnikom wyprawy. 6 lutego wiatr całkowicie zniszczył drugi obóz na wysokości 6200 m. - Gdy dotarliśmy na miejsce nie było namiotu, śpiworów, karimat, żywności, maszynek. Zachowała się jedynie składana łyżka i 200 g cukru w plastikowej torebce. Na sznurku wisiał również niezniszczalny papier toaletowy. Poza tym nie było nic. Nawet starą koreańską poręczówkę wywiało gdzieś za grań - przypomniał Kowalski.
W końcu Berbeka, Bielecki, Małek i Kowalski, wspomagani przez Pakistańczyka Karima Hayyata wyszli w niedzielę 3 marca o świcie z bazy rozpoczynając ponowny atak szczytowy. Nie mogli sobie pozwolić na żadne odstępstwo od ustalonego wariantu.
- Minusem tej wersji było to, że nie mieliśmy żadnego marginesu bezpieczeństwa, czasowej rezerwy, gdyby coś miało pójść nie tak, jak np. zmiana pogody w stosunku do prognozy, zwiane depozyty obozowe itp. Ale stanęliśmy pod ścianą. Nie było miejsca na improwizacje i ewentualny plan B. W środę 6 marca okno pogodowe się zamyka. Dostaliśmy od niebios wybłagane dwa dni dobrej pogody - zaznaczył Małek.
Wszyscy za jednego
Uczestnicy nie bardzo chcieli się dzielić na dwa zespoły, tak jak poprzednio. Uważali, że działając razem mają największe szanse na sukces. "W jedności siła!" - z takim hasłem ruszyli. Noc z niedzieli na poniedziałek spędzili w odbudowanym drugim obozie, a z poniedziałku na wtorek w czwartym, szturmowym, na wysokości 7400 m.
Lodowi wojownicy, jak zostali nazwani wcześniej, wyszli do decydującego ataku o świcie. Po blisko sześciu godzinach pokonali niebezpieczną, drugą szczelinę na wysokości ok. 7850 m, która zagradzała drogę do przełęczy na 7900 m i dalej w kierunku wierzchołka. Potem były dłużące się godziny milczenia. Nie było żadnego kontaktu, aż wreszcie Wielicki zameldował Hajzerowi, kierownikowi projektu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015", nad którym patronat sprawuje prezydent Bronisław Komorowski, o wykonaniu zadania: czwórka jest na szczycie.
"Minus 40 stopni to jeszcze nie problem"
Wielicki oglądał już Ziemię ze szczytu Broad Peak. 14 lipca 1984 roku "wbiegł" na wierzchołek solo w ciągu jednego dnia (w 16 godzin). Jako pierwszy na świecie wspiął się z bazy na top ośmiotysięcznika w czasie jednej doby. Teraz najbardziej obawiał się wiatru.
- Minus 40 stopni to jeszcze nie problem. Najgorszy jest wiatr, który potęguje mróz, a potrafi szaleć od grudnia do marca, schodząc nawet do bazy. Różnica jest taka, że latem można osiągnąć wierzchołek w 16 godzin, a zimą dojść co najwyżej do pierwszego obozu - zaznaczył.
- Może to był błąd, że zgodziłem się być kierownikiem - mówił w grudniu - ale jak się powiedziało "a", trzeba powiedzieć "b". Będziemy się modlić o dwa dni okna pogodowego, byśmy mogli bezpiecznie przeprowadzić atak i zejść ze szczytu. Dwukrotnie dostaliśmy już po paluszkach i to porządnie. Trzeba mieć jednak silną wiarę, że tym razem cel osiągniemy.
23 metry do szczytu
Mieszkający w Mikołowie 50-letni Hajzer poprowadził w ramach przedsięwzięcia "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015" sześć wypraw. Nie wszystkie, właśnie z uwagi na ekstremalne warunki pogodowe, zakończyły się powodzeniem.
- Dwukrotnie próbowałem zdobyć Broad Peak, jednak bezskutecznie. Moja wiara osłabła, ale była silna w stosunku do tej wyprawy - dodał.
Wielicki przyznał, że to on "wymyślił Berbekę". - Faktycznie, to był mój pomysł, który Artur Hajzer zaakceptował. Uważałem bowiem, że Maciek miał największe prawo do tego, aby być członkiem wyprawy na Broad Peak, aby mógł dokończyć wspinaczkę sprzed ćwierćwiecza. Wówczas do szczytu zabrakło mu 23 metry. Zaledwie 23 metry! - zaznaczył.
Hajzer, zdobywca sześciu ośmiotysięczników (Manaslu, Annapurna, Sziszapangma Dhaulagiri, Nanga Parbat, Makalu), mówiąc o Berbece podkreślił: - Nestor polskiego himalaizmu, symbol przez duże "S". Dokonał dwóch pierwszych zimowych wejść na ośmiotysięczniki, w sumie zdobył ich wcześniej pięć, wytyczając trzy nowe drogi.
Polacy wspinają się najwyżej
Dotychczas próby wejścia na wierzchołek o tej porze roku podejmowało sześć zespołów. Pierwszą w sezonie 1987/88 była ekspedycja polsko-kanadyjska pod kierownictwem Andrzeja Zawady. Podczas ataku szczytowego Berbeka ustanowił wówczas zimowy rekord wysokości w Karakorum. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie dotarł do przedwierzchołka Rocky Summit na 8028 m. Rekord ten został pobity dopiero po 23 latach, w 2011 roku na Gasherbrumie II (8035 m) przez zespół międzynarodowy Simone Moro (Włochy) - Denis Urubko (Kazachstan) - Cory Richards (USA).
Po 15-letniej przerwie próbę zdobycia Broad Peak podjęła w 2003 roku hiszpańska wyprawa Juanito Oiarzabala, następnie dwie włoskie prowadzone przez Moro (2007 i 2008) oraz dwie polskie kierowane przez Hajzera (2008/09 i 2010/11).
Na dziesięć spośród 14 ośmiotysięczników zimą jako pierwsi wspięli się Polacy, w tym na jeden z Włochem Moro. Niezdobyte pozostały jeszcze dwie góry - Nanga Parbat (8126 m) i osławiona K2 (8611 m).
Autor: adso/tr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Adam Bielecki