W Nepalu w akcie desperacji mieszkańcy niektórych wiosek zablokowali drogi, którymi jest dostarczana pomoc humanitarna. Ofiary trzesięnia ziemi skarżyły się, że żywność jest przejmowana przez władze lokalne i potem już do nich nie dociera.
- Od władz nie dostaliśmy żadnego jedzenia. Ciężarówki z ryżem mijają nas, nie zatrzymując się. Cała żywność trafia do siedziby dystryktu - powiedział Udhav Giri, jeden z organizatorów blokady w wiosce Sangaczowk.
Sangaczowk leży w jednej z najbardziej dotkniętych przez kataklizm prowincji. Jest oddalony od stolicy kraju, Katmandu o około trzy godziny jazdy. Tłumy wściekłych mieszkańców zablokowały drogę oponami.
Tymczasem w samym Katmandu grupa mniej więcej 200 osób protestowała w środę przed siedzibą parlamentu. Demonstranci domagali się wznowienia komunikacji autobusowej z odległymi miejscowościami tego górskiego kraju oraz usprawnienia dystrybucji pomocy humanitarnej.
"Były pewne niedociągnięcia"
Nepalski minister komunikacji Minendra Rijal przyznał we wtorek, że "były pewne niedociągnięcia w zarządzaniu tym kryzysem". Tłumaczył, że trzęsienie ziemi, jakie spotkało Nepal, to "katastrofa na niespotykaną skalę".
Liczba potwierdzonych ofiar śmiertelnych wzrosła do 5238, a osób rannych - do 10350, podało w środę nepalskie ministerstwo spraw wewnętrznych.
Jednak ostateczna liczba zabitych może wynieść nawet 10 tysięcy, gdyż wciąż brakuje oficjalnych danych z odległych wiosek położonych wysoko w górach, ostrzegł premier Nepalu Suszil Koirala.
Autor: fil\mtom / Źródło: Reuters