Polska i kraje bałtyckie uważają, że rozlokowanie czterech batalionów NATO w ich krajach może się okazać jedynie gestem symbolicznym, który nie odstraszy Rosji przed agresją. Dlatego chcą stworzyć system obrony powietrznej w regionie - pisze agencja Reutera, która rozmawiała z wojskowymi w kilku krajach regionu.
Najważniejsi politycy, dyplomaci i wojskowi z Polski, Litwy, Łotwy i Estonii w tym tygodniu "będą naciskali na kraje zachodniego sojuszu wojskowego, by ci pomogli im zbudować system obrony powietrznej przeciwko rosyjskim samolotom i pociskom" - pisze Reuters na wstępie do analizy sytuacji w regionie i kolejnych, możliwych kroków mających zapewnić lepszą obronność najmniejszym członkom NATO oraz Polsce.
"Powstrzymać agresję z powietrza"
Litewski minister obrony Juozas Oleksas w rozmowie z agencją mówi, że jego rodacy "nie mogą wykluczyć rosyjskiej agresji", a najbardziej boją się tego, że "w ciągu kilku godzin ćwiczenia wojskowe przy granicy zostaną zamienione w inwazję". Rosja jest do tego zdolna - podkreślił.
Dlatego - jak dodał - ważne jest też, by "powstrzymać możliwą agresję z powietrza". - To dlatego dyskutujemy nad stworzeniem regionalnego systemu obrony powietrznej średniego zasięgu razem z Łotyszami, Estończykami i Polakami.
Oleksas zamierza wraz z innymi ministrami tych krajów poruszyć te kwestie w czasie rozmów NATO w Brukseli we wtorek i środę.
Szef litewskiego ministerstwa obrony mówi, że kraje wschodniej flanki NATO chciałyby oprzeć taki system na pociskach przechwytujących średniego zasięgu zlecając ich stworzenie norweskiej Kongsberg Gruppen lub amerykańskiemu potentatowi branży zbrojeniowej Raytheon.
System jest potrzebny przede wszystkim dlatego, że Rosja - dzięki rozbudowie infrastruktury w obwodzie kaliningradzkim - będzie mogła, a być może już może stworzyć przestrzeń na tymi krajami NATO w regionie, w której przeloty samolotów będą się wiązały z ryzykiem zestrzelenia przez systemy rakietowe Kremla.
Poza tym kraje bałtyckie polegają w całości na NATO w kwestiach obrony powietrznej i wszystkie trzy państwa chroni bardzo skromna misja złożona z czterech pilotów brytyjskich Eurofighterów Typhoon i czterech portugalskich F-16.
Czas przypomnieć sobie "wojnę totalną"?
Tymczasem dowódca sztabu operacyjnego NATO na Litwie, duński płk Jakob Sogard Larsen, przypomina, że w 2014 r. Rosja zorganizowała m.in. manewry wojskowe przy granicach z państwami bałtyckimi, w które zaangażowała 100 tysięcy żołnierzy. - Kiedy się tu mieszka, inaczej się na to patrzy - stwierdził, odnosząc się do kwestii panującej wśród zachodnich członków Sojuszu niechęci do wzmacniania obecności na wschodzie. - Musimy na powrót nauczyć się prowadzenia wojny totalnej - dodał Larsen.
Agencja Reutera pisze w tym miejscu o litewskich służbach i oficjelach głośno oskarżających Rosję o "podkupywanie" litewskich żołnierzy i biznesmenów, by ci "szpiegowali dla Kremla". Dochodzi też do "zastraszania dyplomatów i szerzenia dezinformacji w internecie i telewizji" - komentuje Reuters.
W Wilnie prowadzonych jest kilka śledztw kryminalnych, w których postawiono zarzuty kilku "wysokim rangą oficerom rosyjskich służb wywiadowczych za rekrutowanie informatorów". Rosja "zaprzecza takim działaniom" - donosi agencja.
Kraje NATO prawdopodobnie zdecydują w lipcu na szczycie organizacji w Warszawie o wysłaniu do Polski i krajów bałtyckich czterech batalionów mających odstraszać Moskwę przed ewentualnym prowadzeniem wojny hybrydowej. Zdaniem Reutersa Niemcy mogliby już wysłać swój batalion na Litwę przed końcem sierpnia, a już jesienią w Estonii i na Łotwie pojawią się kolejno Brytyjczycy i Amerykanie.
Do Polski przybyłoby prawdopodobnie około tysiąca Kanadyjczyków.
Autor: adso//gak / Źródło: Reuters