W polskim Sejmie bywa gorąco podczas debat, ale daleko nam do emocji towarzyszących koreańskim parlamentarzystom. Kilkuset posłów (i posłanek) starło się w środę na sali obrad. Co najmniej jedna osoba trafiła do szpitala. A poszło o sprawę, która najwidoczniej budzi wiele kontrowersji nie tylko nad Wisłą - reformę w mediach.
Parlamentarzyści z rządzącej Wielkiej Partii Narodowej (GNP) zajęli trybunę próbując przeprowadzić jak najszybciej głosowanie nad ustawami łagodzącymi ograniczenia w zakupie udziałów w sieciach telewizyjnych. Partie opozycyjne odpowiedziały spiętrzeniem mebli blokując członkom partii rządzącej wejście do głównego pomieszczenia Zgromadzenia Narodowego.
Posłanki rozłożone na łopatki
W parlamencie zapanował chaos, gdy jego członkowie zaczęli się bić i wyzywać. Agencja Associated Press pisze, że do akcji przyłączyły się parlamentarzystki z rywalizujących partii, próbując rozłożyć przeciwniczki na podłodze.
Telewizja YTN podała, że kilka osób zostało rannych. Jedną z parlamentarzystek widziano leżącą na niebieskim materacu nadmuchiwanym; pielęgniarka mierzyła jej ciśnienie. Kobietę zabrało pogotowie.
Bijatyka? Chleb powszedni
Podobne sceny nie są czymś niezwykłym w Korei Południowej, gdzie, jak pisze AP, rywalizujące partie uciekają się niekiedy do przemocy, by utorować sobie drogę do sali obrad. Przypomina, że w ubiegłym roku parlamentarzyści z opozycji użyli kilofów, by oczyścić sobie drogę do pokoju jednej z komisji parlamentarnych, aby uniemożliwić partii rządzącej przygotowanie projektu ustawy ratyfikującej pakt o wolnym handlu z USA.
Opozycja sprzeciwia się reformie w mediach, która łagodzi ograniczenia w nabywaniu udziałów w głównych stacjach telewizyjnych przez wielki biznes i dzienniki. Opozycja uważa, że rząd prezydenta Li Miung Baka chce zapewnić sobie przychylniejszy stosunek mediów poprzez zezwolenie na udział dużych konserwatywnych dzienników w telewizyjnym biznesie.
Partia GNP ma 169 mandatów w parlamencie liczącym 294 miejsca, główna partia opozycyjna ma 84 miejsca.
Źródło: PAP