Naraził się karykaturami Mahometa. Jego życie nie raz było zagrożone


Kiedy szwedzki artysta Lars Vilks w 2007 roku narysował proroka Mahometa jako psa - co naraziło go na pogróżki ze strony radykalnych islamistów i być może sprowokowało ostatni atak w Kopenhadze - nie miał, jak twierdzi, na celu prowokowania muzułmanów. Jego celem było - jak sam podkreślił - zakwestionowanie poprawności politycznej w świecie sztuki.

Od tego czasu za głowę artysty wyznaczono 100 tys. dolarów, grożono mu śmiercią i podkładano bomby pod dom. Otrzymał więc ochronę policji i widział zatrzymania kilku swoich niedoszłych zabójców.

W sobotę po południu przed kawiarnią w centrum Kopenhagi podczas spotkania pt. "Sztuka, bluźnierstwo i wolność wypowiedzi", zorganizowanego przez Larsa Vilksa, doszło do ataku. Vilks uszedł z życiem, nic mu się nie stało. Policja poinformowała, że napastnik inspirował się zamachem na paryski tygodnik Charlie Hebdo, w którym zginęło 17 osób. Napastnik zginął zastrzelony przez policję.

Granice sztuki

Reuters zwraca uwagę, że przed 2007 rokiem Vilks był mało znanym malarzem, rzeźbiarzem i teoretykiem sztuki. W 2007 roku narysował trzy karykatury Mahometa na wystawę o psach w sztuce. Chciał w ten sposób sprawdzić, czy poprawni politycznie organizatorzy zdecydują się na wystawienie jego dzieł. Nie zrobili tego, powołując się na kwestie bezpieczeństwa. "W sztuce nie może już być dłużej granice nie do przekroczenia. Te małe rysunki pozwoliły pokazać, że te granice niewątpliwie istnieją" - napisał wówczas Vilks. Odrzucenie jego rysunków przez organizatorów wystawy wywołało dyskusję na temat wolności słowa w Szwecji i liczne publikacje prasowe. Na swoim bloku artysta krytycznie wypowiadał się o islamie, uważał, że "wymaga modernizacji" i podtrzymywał potrzebę przedyskutowania problemów, które ta religia uważa za tabu. Jednak razem z kontrowersjami wokół jego dzieł, ucierpiała kariera Vilksa, gdy galerie z powodu obaw o bezpieczeństwo nie chciały wystawiać nawet prac nie związanych z islamem.

Autor: mn\mtom / Źródło: Reuters