Stanowczo zaprzeczamy wszystkim zarzutom. Prosimy wszystkich, by wstrzymali się od osądu do czasu wyjaśnienia sprawy - napisał w oświadczeniu zespół Decapitated. Polscy muzycy zostali aresztowani w USA. Są podejrzani o porwanie i zbiorowy gwałt.
Czterej muzycy polskiego zespołu death metalowego Decapitated zostali zatrzymani w mieście Santa Ana w Kalifornii w sobotę 9 września. Kobieta, która 31 sierpnia uczestniczyła w ich koncercie w Spokane w stanie Waszyngton, oskarża Polaków o porwanie i gwałt. Artyści zaprzeczają zarzutom, a ich adwokat Steve Graham przekonywał, że kobieta odwiedziła zespół z własnej nieprzymuszonej woli i "rozstała się z nim na przyjacielskiej stopie".
"Nie jesteśmy idealni"
W czwartek na profilu Decapitated na Facebooku ukazało się pierwsze od czasu aresztowania oświadczenie. "Nie jesteśmy idealni, ale nie jesteśmy porywaczami, gwałcicielami ani przestępcami" - przekonują muzycy.
"Stanowczo zaprzeczamy wszystkim zarzutom, które wysunięto wobec nas w ostatnim czasie. Prosimy wszystkich, by wstrzymali się od osądu do czasu wyjaśnienia sprawy, gdyż akt oskarżenia jeszcze nie został wniesiony. Pełne zeznania i dowody zostaną przedstawione w odpowiednim czasie" - czytamy w komunikacie.
Zespół poinformował także, że z szacunku dla fanów i organizatorów zdecydował się odwołać zaplanowane koncerty. Jednocześnie wyjaśnił, że profile zespołu w mediach społecznościowych zostały tymczasowo zdezaktywowane, ponieważ "były wykorzystywane jako miejsce publikowania oszczerczych i nikczemnych uwag".
Co wydarzyło się po koncercie?
Według udostępnionych przez agencję Associated Press dokumentów sądowych, ofiara domniemanego gwałtu i jej przyjaciółka zeznały policji w Spokane, że przyszły na koncert, a po jego zakończeniu rozmawiały z polskimi muzykami i zostały przez nich zaproszone na drinka do autobusu. Po wejściu kobietom miało się zrobić niedobrze, a gdy jedna z nich chciała skorzystać ze znajdującej się w autobusie toalety, udał się za nią jeden z muzyków. Według protokołu zeznań, kobieta chciała wypchnąć intruza z toalety, ale ten wykręcił jej rękę i przycisnął do zlewu. W umieszczonym nad zlewem lustrze widziała potem - jak zeznawała - że gwałcą ją na zmianę członkowie zespołu. Domniemana ofiara przestępstwa stwierdziła, że jeden z muzyków pomógł jej się ubrać i wyniósł ją na zewnątrz. Druga kobieta powiedziała policji, że gwałtu dokonano na jej oczach. Po oddaleniu się od autobusu kobieta zadzwoniła na policyjny numer alarmowy. Jednak gdy interweniujący funkcjonariusz dotarł wraz z nią na miejsce koncertu, autobus już odjechał. W szpitalu u kobiety stwierdzono otarcia ręki wskazujące na jej wykręcanie oraz inne obrażenia.
"Nasze wypowiedzi padły przed aresztowaniem"
Według upublicznionych dokumentów, w trakcie przesłuchania przez policję jeden z muzyków oświadczył, po przedstawieniu mu fotografii poszkodowanej, że nie zna takiej osoby. Drugi zeznał, że widział dwóch swych kolegów obcujących płciowo z kobietą w toalecie autobusu. Trzeci potwierdził, że do autobusu przyszły dwie kobiety, ale odmówił dalszego komentarza. Czwarty potwierdził obecność w autobusie dwóch kobiet, zaznaczając jednocześnie, że nie widział, co się z nimi działo.
"Chcielibyśmy zwrócić uwagę, że nasze wypowiedzi z opublikowanego raportu policji padły przed aresztowaniem. W tamtym momencie żaden z członków zespołu nie wiedział nic o nakazie aresztowania" - napisali w czwartkowym oświadczeniu muzycy.
Autor: kg//rzw / Źródło: tvn24.pl, PAP