Angela Merkel podsumowała rozmowy w Mińsku stwierdzeniem, że jest "iskierka nadziei" na pokojowe rozwiązanie konfliktu na Ukrainie. Zastrzegła jednak, że "nie ma złudzeń", że potrzeba jeszcze bardzo dużo pracy. Podobnie wyraża się Francois Hollande, który zaznaczył, że "jeszcze nie wszystko zostało uzgodnione". Szef niemieckiego MSZ mówił natomiast, że "nie wszyscy będą zadowoleni".
Negocjacje w Mińsku zakończyły się po kilkunastu godzinach w piątek przed południem. Uzgodniono porozumienie liczące kilkanaście punktów, które zakłada między innymi zawieszenie broni, wycofanie artylerii z frontu, wycofanie wszelkiej zagranicznej pomocy dla separatystów i nadanie rejonom przez nich kontrolowanym daleko idącej autonomii.
Wynik rozmów nie wywołał entuzjazmu u żadnej ze stron, choć na najbardziej zadowolonego wyglądał Władimir Putin, który jako pierwszy poinformował dziennikarzy o porozumieniu.
"Nie mam złudzeń"
Kanclerz Niemiec zachowała ostrożność w ocenie rozmów, którą opublikowano na stronie internetowej jej urzędu. - Widać teraz iskierkę nadziei. Uzgodniliśmy wszechstronną realizację porozumień z Mińska - oświadczyła Merkel. Zastrzegła, że konieczne są "konkretne kroki". Jej zdaniem należy spodziewać się "poważnych przeszkód". Zaznaczyła, że jej inicjatywa pokojowa się opłaciła, gdyż to, co osiągnęli uczestnicy negocjacji, "daje nadzieję". Merkel podkreśliła, że w końcowej fazie negocjacji prezydent Rosji Władimir Putin wywarł presję na separatystów, aby zgodzili się na rozejm od północy z soboty na niedzielę. - Nie mam złudzeń, my nie mamy złudzeń. Potrzeba jeszcze bardzo dużo pracy. Zaistniała jednak realna szansa na zwrot ku dobremu - powiedziała Merkel. Jak zaznaczyła, Niemcy i Francja pokazały, że wspólnie z UE mogą wnieść wkład w rozwiązanie kryzysu. Szefowa niemieckiego rządu dodała, że Berlin i Paryż zobowiązały się do kontrolowania realizacji porozumień.
"Więcej niż promyk nadziei", ale...
Ostrożny był również Francois Hollande, który podkreślił, że porozumienie z Mińska "nie gwarantuje trwałego sukcesu".
- Zakłada się, że nadal będziemy czujni, że będziemy wywierać presję i kontynuować ruchy, co do których podjęto zobowiązania - dodał Hollande, który brał udział w całonocnych rozmowach tzw. czwórki normandzkiej w Mińsku w sprawie konfliktu na Ukrainie. Osiągnięte porozumienie zakłada m.in. wprowadzenie zawieszenia broni w nocy z soboty na niedzielę.
- Jesteśmy w kluczowym momencie - ocenił francuski prezydent. Uważa on, że porozumienie "to więcej niż promyk nadziei", ale "wszystko może się jeszcze rozstrzygnąć w ten lub inny sposób", a "najbliższe godziny będą decydujące".
Nie wymieniając Rosji ani Ukrainy, Hollande zaznaczył, że odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy podpisali porozumienie.
- W następnych dniach bardzo ważne będzie (...), byśmy nadal wywierali odpowiednią presję i zachowali czujność niezbędną do tego, by na Ukrainie był pokój. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze - zapewnił.
"Niezwykle trudne" rozmowy
Mało entuzjastyczny był również szef niemieckiej dyplomacji. - Liczyliśmy na więcej. Nie można mówić o przełomie w sprawie zażegnania kryzysu na Ukrainie - ocenił Frank-Walter Steinmeier. - Nie wszyscy będą zadowoleni z ustaleń, ale takie porozumienie byli w stanie osiągnąć dziś w nocy prezydenci Ukrainy i Rosji - powiedział minister. Ocenił, że nie udało się wypracować całościowego rozwiązania, a "już na pewno nie można mówić o przełomie". Jednak, jak zaznaczył Steinmeier, "po tygodniach przemocy drugie porozumienia mińskie mogą okazać się krokiem, który odwiedzie nas od eskalacji i ku politycznemu rozwiązaniu". Według niego 17-godzinne rozmowy w Mińsku były "niezwykle trudne", a najważniejszym ich rezultatem jest porozumienie o zawieszeniu broni na wschodzie Ukrainy, ale także uzgodnienie rozporządzeń do porozumienia o rozejmie z września ub. roku. - Po raz pierwszy mamy jasne, czasowe ustalenia dla realizacji powziętych w Mińsku zobowiązań. W tym wyborów, kontroli granic, wymiany jeńców - powiedział.
Autor: mk,kg\mtom / Źródło: PAP, Reuters