Nawet 203 miejsca w liczącej 500 deputowanych Izbie Niższej parlamentu może uzyskać lewicowy Ruch Odrodzenia Narodowego Lopeza Obradora. W niedzielę w Meksyku odbyły się wybory federalne i lokalne. Poprzedziła je krwawa kampania wyborcza. Doszło do ponad 900 aktów agresji, a 91 osób zostało zamordowanych.
Jak napisał w poniedziałek meksykański dziennik "El Comercio", istnieje szansa na dokonanie zmiany konstytucji, ponieważ partia prezydencka startowała do wyborów w sojuszu z dwoma innymi ugrupowaniami - Partią Pracy i Partią Zielonych jako koalicja pod nazwą "Wspólnie kształtujemy historię".
Będzie ona jednak możliwa tylko w przypadku, gdy oficjalny wynik wyborów potwierdzi wstępne obliczenia, według których meksykańscy Zieloni uzyskali czterokrotnie większe poparcie niż w wyborach sprzed trzech lat. Koalicja musiałaby wprowadzić do Izby Deputowanych 334 swych przedstawicieli, czyli dwie trzecie.
"Nie chodziło jedynie o głosowanie na konkretną partię"
Koalicja "Naprzod Meksyk" złożona z kilku prawicowych i konserwatywnych partii opozycyjnych, które rządziły krajem przed MORENĄ i zadeklarowały jako swój wspólny cel odsunięcie od władzy lewicowego prezydenta, zdobyła w niedzielnych wyborach od 106 do 117 mandatów.
Partia Rewolucji Demokratycznej może liczyć na 12 do 21 mandatów, a jedno z najstarszych ugrupowań politycznych Rewolucyjna Partia Instytucjonalna (PRI), która pozostaje w opozycji do prezydenta Lopeza Obradora, ma szanse na 63 do 75 mandatów.
- Nie chodziło jedynie o głosowanie na konkretną partię polityczną, lecz na pewien projekt polityczny i społeczny - powiedział Lopez Obrador. Mając, jak podkreślił, wystarczającą liczbę miejsc w parlamencie, jego rząd liczy na to, że zdoła realizować programy szerokiej pomocy społecznej dla najmniej uprzywilejowanych, ludzi starszych, studentów i ubogich rodzin, a także w dziedzinie ochrony zdrowia i edukacji szczególnie niezbędne wobec społecznych skutków pandemii koronawirusa.
Nowa meksykańska Izba Deputowanych odnawiana co trzy lata, rozpocznie pracę 1 września. Meksykański Senat, również zdominowany przez MORENĘ, jest odnawiany co sześć lat.
Jeżeli wstępne wyniki wyborów potwierdzą się, MORENA prezydenta Lopeza Obradora zdystansuje po raz pierwszy PRI jako partię, która kontroluje administracje i samorządy terytorialne największej liczby meksykańskich stanów - Miasta Meksyk, Puebli, Chiapas, Veracruz i Tabasco. W niedzielnym głosowaniu wybrano także 15 z 32 gubernatorów stanowych, około 2000 burmistrzów oraz blisko 14 tysięcy radnych.
Kampania w cieniu przemocy
Mimo iż wybory poprzedziła kampania, której towarzyszyły do ostatniego dnia najbardziej krwawe w historii kraju akty przemocy, niedzielne głosowanie odbyło się nadspodziewanie spokojnie, nie licząc kilku incydentów, a wyborcy na ogół dość skrupulatnie przestrzegali zaleceń dotyczących noszenia maseczek w lokalach wyborczych i stosowania płynów dezynfekujących przed i po oddaniu głosu.
Nigdy jeszcze wielkie meksykańskie kartele narkotykowe i lokalne gangi, usiłując wpływać na wyniki głosowania, nie zastosowały aż na tak wielką skalę terroru wobec "niewygodnych" kandydatów do władz lokalnych. Doszło do 910 aktów agresji. 91 osób zostało zamordowanych.
Wśród ofiar tych morderstw było co najmniej 36 kandydatów startujących w wyborach. Trudno ustalić liczbę tych, którzy wycofali swe kandydatury na radnych i burmistrzów pod wpływem gangsterskich pogróżek. Dwie obcięte głowy ludzkie wrzucone w niedzielę przez gangsterów w czasie głosowania do lokali wyborczych w stanie Tijuana, to ostatnie makabryczne wydarzenie wyborów.
Komisja Organizacji Państw Amerykańskich, która obserwowała wybory, stwierdziła jednak, że przebieg głosowania "nie podważa jego wiarygodności".
Źródło: PAP