Hillary Clinton w pierwszej prezydenckiej debacie była spokojniejsza, świetnie przygotowana i według większości ekspertów wygrała z rywalem w wyścigu do Białego Domu. Debata minęła jej uczestnikom głównie na szukaniu i komentowaniu słabych punktów rywala.
Donald Trump w poniedziałkowy wieczór, po raz kolejny w ostatnich miesiącach stwierdził, że Hillary Clinton brak jest "wytrzymałości" potrzebnej do rządzenia krajem. Kandydatka demokratów i była sekretarz stanu odpowiedziała mu, że "będzie mógł jej mówić o wytrzymałości, kiedy odwiedzi 112 krajów świata i będzie negocjował porozumienia pokojowe".
Problem z Irakiem i Putinem
Clinton wytknęła Trumpowi, że stwierdzenie o braku "wytrzymałości" tak naprawdę zastępuje inne słowo, którego wcześniej wobec niej używał - "wygląd". Trump mówił kilka razy w tym roku, że Hillary Clinton "nie wygląda jak prezydent Stanów Zjednoczonych". Kandydatka demokratów stwierdziła więc w czasie debaty, że mówi to człowiek, który "nazywał kobiety świniami, leniami, psami" i stwierdzał, że "będą mogły zarabiać tyle, co mężczyźni, jeżeli będą tak samo dobrze pracowały".
Clinton postawiła Trumpa pod ścianą przypominając Amerykanom, że "popierał wojnę w Iraku". Trump kilkakrotnie jej przerywał mówiąc, że to "kłamstwo", bo w czasie kampanii wyborczej przekonywał ludzi, że nie popierał interwencji kosztującej życie tysiące żołnierzy. Dowody na to, że Trump zmienił zdanie o interwencji w Iraku dopiero, gdy badania opinii publicznej pokazały, że Amerykanie odwrócili się od polityki George'a W. Busha, to kilkanaście opublikowanych na przestrzeni dekady wywiadów w mediach, a nawet nagranie z wideobloga biznesmena.
Clinton zapytała Trumpa, kiedy opublikuje swoje oświadczenie majątkowe, ponieważ "nie ma publicznej wiedzy o finansowaniu jego niektórych przedsięwzięć". Trump powiedział, że nie zrobi tego, dopóki Clinton nie pokaże e-maili, które wysyłała z prywatnej skrzynki. Problem w tym, że e-maile wciąż są objęte tajemnicą państwową.
Clinton oskarżyła Trumpa o "wychwalanie Władimira Putina" i "publiczne zaproszenie go do hakowania Ameryki", przez odniesienie się do ataku najprawdopodobniej przestępców powiązanych z Kremlem (wyniki śledztwa FBI - red.) na serwery Komitetu Krajowego Partii Demokratycznej w ostatnich tygodniach. Trump stwierdził, że "dowodów na to, że to Rosja nie ma" i "mogły być to Chiny lub jeden 200-kilowy haker siedzący w domu".
Trump stwierdził, że "ta śpiewka robi się już nudna", gdy Clinton zapytała publiczność, czy byłaby w stanie powierzyć mu kody nuklearne do arsenałów broni.
Miliarder mówił, że Clinton u władzy oznacza "ucieczkę miejsc pracy do Meksyku" i podał przykład m.in. fabryk Forda. Kandydatka demokratów ripostowała mówiąc, że gdy będzie prezydentem, w kolejnych latach powstanie w USA "10 milionów miejsc pracy". Jak zauważył komentujący debatę dziennik "The Washington Post", wyraźnie przesadziła, bo według danych z raportów ekonomicznych z początku 2016 r., w USA w kolejnej dekadzie powstanie prawdopodobnie 7,8 mln nowych miejsc pracy, co oznacza, że Clinton obiecała tak naprawdę powstanie 2,2 mln posad.
"Mała pożyczka od ojca"
Trump przyjął z kolei dziwną strategię stwierdzając, że wcale nie był tym, który podważał pochodzenie Baracka Obamy, bo to sama Clinton w 2008 r. rozpuściła plotkę, że nie urodził się on na Hawajach, a w Afryce. Ona zresztą "nie zdołała wymóc na nim pokazania aktu urodzenia", a sam Trump postanowił dokończyć to, co zaczęła, udało mu się i dlatego "odniósł dla Ameryki wielkie zwycięstwo". Clinton stwierdziła w odpowiedzi, że rywal ufundował swoją obecną kampanię na "akcie rasizmu".
Hillary Clinton zarzuciła Trumpowi nieuczciwość w interesach. Powiedziała, że w sali zasiada "architekt, któremu Trump nigdy nie zapłacił za wykonaną pracę". Miliarder stwierdził, że "może ten jej dobrze nie wykonał". Clinton nie rozwinęła tego wątku, a biznesmen nie pytał o szczegóły.
Była sekretarz stanu zarzuciła mu, że jest "wrogiem pracujących" i to m.in. inwestycje, w jakich on sam uczestniczył na rynku deweloperskim doprowadziły do "załamania i kryzysu" w 2008 roku. Trump nie potrafił się powstrzymać i powiedział, że "tak się po prostu robi interesy".
Trump powiedział też, że zaczął swoje interesy w latach 70. od "bardzo małej pożyczki od ojca". Clinton najwyraźniej liczyła i na takie stwierdzenie rywala, bo szybko skontrowała wypowiedź mówiąc, że z dawnych zeznań podatkowych wynika, że było to 14 mln dolarów.
Ta kwota to dzisiaj odpowiednik około 80 mln dolarów.
Autor: adso//gak / Źródło: New York Times, Washington Post