Hiszpański rząd przejął bezpośrednią kontrolę nad Katalonią i odwołał kataloński rząd na czele z Carlesem Puidgemontem. Ten ostatni zaapelował do obywateli o pokojowe przeciwstawianie się dążeniom władz w Madrycie do przejęcia kontroli nad Katalonią
Decyzja Madrytu zapadła po tym, jak kataloński parlament w tajnym głosowaniu opowiedział się w piątek za ustanowieniem niezależnej od Hiszpanii Republiki Katalonii. Przygotowaną przez dwie główne katalońskie partie proniepodległościowe rezolucję w sprawie utworzenia "Republiki Katalonii jako niezależnego i suwerennego państwa" przyjęto bez określenia terminu proklamowania niepodległości. Ugrupowania opozycyjne - socjaliści, centroprawicowa Partia Ludowa i liberałowie z Ciudadanos - zbojkotowały głosowanie.
Carles Puigdemont, odwołany przez rząd Hiszpanii ze stanowiska premiera Katalonii, w telewizyjnym wystąpieniu w sobotę zaapelował do mieszkańców regionu o pokojowe przeciwstawianie się dążeniom władz w Madrycie do przejęcia kontroli nad Katalonią. Zdymisjonowany szef władz regionalnych zaapelował też o "powołanie do życia wolnego państwa".
"Dwa rozpędzone pociągi"
- Jest bardzo wiele niewiadomych i jedna rzecz absolutnie pewna. Wczoraj, czyli 27 października, skończyła się Hiszpania w obecnym kształcie - komentowała we "Wstajesz i weekend" sytuację w Katalonii doktor Agnieszka Grzechynka, ekspert z Akademii Ignatianum. - Bo bez względu na to, co wydarzy się w najbliższych dniach, tygodniach i miesiącach już nigdy nie będzie powrotu do tego stanu, który był do tej pory. Ta Hiszpania, która była tak różnorodna i która pokojowo łączyła w sobie te wszystkie regiony i te różnice kulturowe, ma teraz bardzo poważny problem, bo tak naprawdę ani sama nie wie, co z tym zrobić i nie bardzo może liczyć na pomoc z zewnątrz. Bo z tego co słyszymy ani Unia Europejska, ani żaden pojedynczy kraj nie chce brać udziału w mediacjach i raczej twierdzi, że jest to wewnętrzna sprawa Hiszpanii - dodała. Zdaniem Grzechynki Katalonia powinna być traktowana jako terytorium sporne. - Z jednej strony oczywiście to jest konflikt między ludźmi, między obywatelami Katalonii i obywatelami Hiszpanii, którzy mają wrażenie, że nie rozumieją siebie nawzajem. Katalończycy mają bardzo duży problem z tym, że tego dialogu nie było od bardzo bardzo wielu lat i że tak naprawdę Hiszpanie nie rozumieją, o co chodzi z tą kulturą, z tą odrębnością - oceniła. - Prawdą jest, że winowajcami tego całego zamieszania są głównie politycy. Są dwa bardzo silne charaktery, dwóch bardzo silnych polityków, którzy zdają sobie sprawę z tego, że jeśli nie wywiążą się ze swoich obietnic i zboczą z tej wyznaczonej drogi, to będzie to oznaczało koniec ich kariery politycznej - stwierdziła doktor Grzechynka. - Oczywiście w grę wchodzi też hiszpański temperament, nie ma co do tego wątpliwości, że zarówno Hiszpanie, jak i Katalończycy są narodami bardzo dumnymi, bardzo honorowymi i byłby to naprawdę duży cios, gdyby któraś ze stron musiała zrezygnować ze swoich racji - dodała.
Oceniła, że obie strony konfliktu są "jak dwa rozpędzone pociągi pędzące na czołowe zderzenie". - Jeśli nie pojawi się ktoś z zewnątrz, jakiś mediator, który przestawi tę zwrotnicę, to naprawdę może dojść do tragedii - stwierdziła.
Madryt przejmuje rządy w Katalonii
W piątek w 135-miejscowym katalońskim parlamencie w tajnym głosowaniu za ogłoszeniem niepodległości opowiedziało się 70 deputowanych, 10 było przeciw, a dwa głosy oddano puste. Ugrupowania opozycyjne - socjaliści, centroprawicowa Partia Ludowa i liberałowie z Ciudadanos - zbojkotowały głosowanie. Gdy ogłoszono wynik głosowania w parlamencie, tysiące ludzi zebranych przed gmachem parlamentu w Barcelonie zaczęły wiwatować i tańczyć.
Po przyjęciu przez kataloński parlament rezolucji o ustanowieniu niezależnej od Hiszpanii Republiki Katalonii, Senat Hiszpanii upoważnił centroprawicowy hiszpański rząd Mariano Rajoya - na podstawie art. 155 hiszpańskiej konstytucji - do usunięcia z urzędu szefa katalońskiego rządu Carlesa Puigdemonta i rozwiązania jego gabinetu.
Madryt uzyskał też możliwość ograniczenia funkcji katalońskiego parlamentu i ogłoszenia w ciągu sześciu miesięcy przedterminowych wyborów w Katalonii, przejęcia kontroli nad policją, finansami i mediami publicznymi. Główne katalońskie ugrupowanie secesjonistyczne - Zgromadzenie Narodowe Katalonii (ANC) wezwało w piątek urzędników, by stosowali "pokojowy opór" i nie słuchali poleceń rządu hiszpańskiego.
Konflikt Barcelony z Madrytem jest rezultatem referendum w Katalonii z 1 października. W plebiscycie wzięło udział tylko 2,28 mln osób spośród 5,3 mln uprawnionych. 90 proc. z nich, czyli zaledwie 27 proc. całej ludności Katalonii lub 38 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania, opowiedziało się za niepodległością regionu.
Autor: mart,momo\mtom,rzw / Źródło: PAP, TVN24