Lider największej partii Albańczyków w Macedonii Ali Ahmeti wyraził opinię, że kryzys polityczny w kraju może trwać lata i być wykorzystany przez polityków do wzniecenia konfliktu etnicznego.
Prezydent Gjorge Iwanow odmówił poparcia koalicji socjaldemokratów z partiami mniejszości albańskiej, głównie z Demokratycznym Związkiem na rzecz Integracji (DUI) Ahmetiego, które chciały utworzyć rząd po grudniowych wyborach parlamentarnych.
Długotrwały kryzys polityczny
Wcześniej fiaskiem zakończyły się pod koniec stycznia rozmowy o wspólnym gabinecie między DUI i konserwatywną partią VMRO-DPMNE (Wewnętrzna Macedońska Organizacja Rewolucyjna-Demokratyczna Partia Macedońskiej Jedności Narodowej).
Prezydent argumentował, że jeśli zgodzi się na powołanie rządu socjaldemokratów z partią mniejszości albańskiej, będzie musiał zgodzić się na szersze oficjalne używanie języka albańskiego, co spowoduje zagraniczne ingerencje w sprawy Macedonii.
Porozumienie między socjaldemokratami a albańskimi partiami spowodowało tygodniowe protesty macedońskich nacjonalistów w wielu miastach kraju. Albańczycy stanowią jedną trzecią ludności Macedonii.
- To jest kryzys polityczny i powinien on być rozwiązany środkami politycznymi i nie stanowić międzyetnicznego problemu, na którym mogłyby zyskać niektóre partie polityczne - powiedział Ahmeti agencji Reutera we wtorek wieczorem.
Szef DUI jest zdania, że impas może trwać "do czterech lat", aż do czasu następnych wyborów.
Trudne relacje z Albańczykami
Konstytucja Macedonii nie określa, co się dalej stanie, jeśli prezydent odmawia konkretnej partii przekazania misji utworzenia nowego rządu ani też nie wyznacza żadnego terminu na powstanie nowego gabinetu.
Ahmeti poinformował, że zgodnie z umową koalicyjną język albański byłby używany w instytucjach państwowych i pojawiłby się na banknotach. Dodał, że ustalono, że przewodniczącym macedońskiego parlamentu byłby Albańczyk, po raz pierwszy od oderwania się Macedonii od Jugosławii w 1991 roku.
Stosunki Macedonii z albańską mniejszością są trudne. Podczas powstania Albańczyków w 2001 roku, domagających się większych praw, kraj stanął na progu wojny domowej, lecz sprawę załagodziły wtedy wysiłki unijnej dyplomacji.
Szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini zwróciła się w ubiegłym tygodniu do prezydenta Iwanowa o zmianę decyzji w sprawie powołania nowego rządu i zaapelowała do polityków, aby wycofali się ze sporu, który grozi eskalacją konfliktu.
Platforma tirańska
We wtorek Iwanow zwrócił się do międzynarodowych przywódców, aby potępili żądania albańskiej mniejszości etnicznej rozszerzenia praw konstytucyjnych, które, jak twierdzi, zagrażają istnieniu Macedonii. Tłumaczył, że platforma, podpisana w styczniu w stolicy Albanii, Tiranie, przez trzy partie macedońskich Albańczyków zagraża suwerenności i niepodległości Macedonii.
"Platforma implikuje zmiany w konstytucji Macedonii, które mogłyby zagrażać jednolitemu charakterowi państwa" - napisał w liście do Rady Europejskiej, NATO oraz prezydentów USA i Turcji. Zdaniem prezydenta platforma ma charakter dyskryminacyjny wobec innych wspólnot etnicznych w Macedonii, bo faworyzuje tylko jedną wspólnotę.
Podkreślił, że platforma tirańska, stworzona dzięki pomocy premiera Albanii Ediego Ramy, "stała się warunkiem wstępnym powołania rządu w Macedonii". Według niego jest to "powyborczy dokument przyjęty w obcym kraju, w biurze zagranicznego polityka, wynegocjowany przy mediacji premiera obcego państwa". Iwanow ostrzegł, że sposób przyjęcia platformy i późniejsze oświadczenia przedstawicieli Albanii i Kosowa mają "negatywny wpływ na stosunki sąsiedzkie i destabilizują region Bałkanów Zachodnich".
MSZ apeluje o spokój
Według serbskich mediów, w platformie żąda się uznania Albańczyków za naród konstytutywny w Macedonii, używania języka albańskiego na wszystkich szczeblach państwowych i wpisania go do konstytucji, równomiernej reprezentacji Albańczyków w strukturach państwowych, debaty nad flagą państwową, hymnem i symbolami narodowymi. Domaga się także "zintegrowanego zarządzania granicznego" na granicach z Kosowem i Albanią, co według belgradzkiego radia B-92 można interpretować jako próbę stworzenia Wielkiej Albanii. Macedońska telewizja Telma podała, że w platformie tirańskiej wzywa się też do uchwalenia rezolucji potępiającej - jak to ujęto - "ludobójstwo nad narodem albańskim w Macedonii" w latach 1912-56.
Po nierozstrzygniętych w grudniu wyborach parlamentarnych, rozpisanych w wyniku skandalu podsłuchowego, ani VMRO-DPMNE, która uzyskała 51 ze 120 mandatów, ani opozycyjny Socjaldemokratyczny Związek Macedonii (SDSM) z 49 mandatami, nie byłyby w stanie utworzyć rządu bez poparcia DUI, która zdobyła 10 mandatów.
Tymczasem we wtorek nieznani wandale uszkodzili muzeum alfabetu albańskiego w mieście Bitola na południowym zachodzie Macedonii. Według policji wyłamano frontowe drzwi i powybijano okna.
Główne partie macedońskie potępiły atak, a opozycyjni socjaldemokraci oskarżyli VMRO-DPMNE o "prowokowanie przemocy i tworzenie podziałów w społeczeństwie".
Albańskie MSZ wydało oświadczenie nawołując do spokoju i powściągliwości. "Wzywamy wszystkie strony do zachowania spokoju i powstrzymania się od antyalbańskiej retoryki, która tylko odwraca uwagę od rzeczywistych problemów kraju i niszczy stosunki między grupami etnicznymi" - napisano w oświadczeniu.
Autor: mm/adso / Źródło: PAP