Dokładnie rok temu doszło do jednej z najtragiczniejszych katastrof w historii Libanu. W eksplozji, która 4 sierpnia 2020 roku wstrząsnęła Bejrutem, zginęło ponad 200 osób, a tysiące zostało rannych. Miasto do dziś nie może otrząsnąć się po tragedii, wielu jego mieszkańców wciąż potrzebuje pomocy. Organizacja Human Rights Watch opublikowała raport, w którym oskarża libańskie władze o przestępcze zaniechania i blokowanie lokalnego śledztwa w sprawie eksplozji. "Dowody wyraźnie sugerują, że niektórzy urzędnicy państwowi byli świadomi ryzyka śmierci, jaką może spowodować obecność azotanu amonu w porcie i milcząco akceptowali to ryzyko" - twierdzi HRW.
Ishak Radża, Sudańczyk mieszkający w Libanie od 10 lat, właśnie wchodził do swojego domu, wraz ze swym starszym synem, Mazenem. Zdążyli przekroczyć próg, kiedy wokół nich posypały się odłamki szkła.
– Chwyciłem syna i schowaliśmy się za framugą. Była tam też dziewczynka, o której rodzina zapomniała, złapałem ich oboje. Całe szczęście, że byliśmy już w środku, gdybyśmy stali wtedy na zewnątrz, całe szkło spadłoby na nas. Drzwi do łazienki, sedes, telewizor – wszystko się rozleciało. Zebraliśmy rozbite szkło, w całym budynku wyleciały wszystkie szyby – wspomina.
Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Ubiegłoroczna eksplozja chemikaliów w porcie zabiła ponad 200 osób, tysiące zostało rannych, dziesiątki tysięcy straciło dach nad głową. Niszczycielski wybuch w stolicy był jeszcze jednym ciosem dla kraju pogrążonego od lat w kryzysie polityczno-ekonomicznym, wciąż odczuwającego skutki wojny domowej z 1975 roku i późniejszych konfliktów.
Raport Human Rights Watch ws. eksplozji w Bejrucie
Substancja, która 4 sierpnia 2020 roku eksplodowała, zrównując z ziemią ogromną część Bejrutu, to saletra amonowa (inaczej azotan amonu). Kilkaset ton tych chemikaliów składowano od 2014 roku w zniszczonym magazynie na terenie stołecznego portu.
Międzynarodowa organizacja pozarządowa Human Rights Watch (HRW) zajmująca się prawami człowieka zaleciła powołanie oenzetowskiej misji śledczej mającej zbadać postępowanie wysokich rangą urzędników libańskich.
W 126-stronicowym raporcie HRW udokumentowała liczne uchybienia władz Libanu w kwestii bezpieczeństwa i zarządzania tymi niebezpiecznymi materiałami od przybycia ich do portu aż do ich eksplozji. Zidentyfikowano dziesiątki urzędników państwowych, celników i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, którzy - według HRW - byli świadomi zagrożeń.
"Wiele osób popełniło kryminalne zaniedbania w zarządzaniu ładunkiem" - podsumowuje raport HRW, oparty na wielu wywiadach i setkach stron oficjalnej korespondencji, z których części nigdy nie upubliczniono. "Dowody wyraźnie sugerują, że niektórzy urzędnicy państwowi byli świadomi (ryzyka) śmierci, jaką może spowodować obecność azotanu amonu w porcie i milcząco akceptowali to ryzyko" — twierdzi HRW.
HRW oskarża władze Libanu o przestępcze zaniechania
Według tej organizacji naruszenia zaczęły się, gdy tylko ładunek z chemikaliami dotarł z Gruzji na pokładzie statku Rhosus, pływającego pod banderą Mołdawii.
Urzędnicy z Departamentu Robót Publicznych i Transportu "świadomie przechowywali azotan amonu w porcie w Bejrucie wraz z materiałami łatwopalnymi lub wybuchowymi przez prawie sześć lat", nawet po uzyskaniu raportów, które ostrzegały o "wyjątkowo niebezpiecznym" charakterze zasobów - czytamy w raporcie HRW.
"Zgodnie z prawem międzynarodowym (...) zaniechanie działania państwa przeciwko potencjalnym zagrożeniom dla życia ludzkiego jest naruszeniem prawa do życia" – dodała organizacja, konkludując, że eksplozja z 2020 roku może być, zgodnie z libańskim prawem, potencjalnie potraktowana jako "morderstwo z premedytacją" lub "zabójstwo".
Dramat Libańczyków wciąż trwa
Stolica Libanu nadal nie może otrząsnąć się po tragedii sprzed roku. Wielu mieszkańców Bejrutu straciło dorobek życia i dziś ledwo wiążą koniec z końcem. Oprócz osobistych dramatów, katastrofa pogłębiła również kryzys gospodarczy, z którym zmaga się Liban.
Sytuacja w kraju pogarsza się z roku na rok. Obecnie w ubóstwie żyje już ponad połowa mieszkańców Libanu, podczas gdy jeszcze parę lat temu dotykało ono jedną trzecią społeczeństwa. Niemal co drugi Libańczyk nie ma pracy. Ta jednak wcale nie gwarantuje bezpieczeństwa finansowego. Nawet osoby, które posiadają stałe dochody mają problemy z opłaceniem bieżących kosztów utrzymania. Inflacja w Libanie rośnie w zastraszającym tempie. Ceny żywności wzrosły o 400 procent. Tylko na przestrzeni ostatniego roku, miejscowa waluta, funt libański, stracił 90 procent wartości.
Często pensje nie wystarczają nawet na zakup najpotrzebniejszych produktów, w tym lekarstw i żywności. Aż 77 procent libańskich rodzin deklaruje, że nie stać ich na zakup jedzenia. Głód zagląda w oczy coraz większej części Libańczyków.
Pomoc z Polski
Ludziom dotkniętym przez eksplozję i kryzys gospodarczy pomoc niosą między innymi polskie organizacje humanitarne, w tym Caritas Polska. Dzięki ofiarności polskich darczyńców, od razu po ubiegłorocznej tragedii organizacja ruszyła z pomocą dla Bejrutu.
– W kraju brakuje lekarstw, nie ma prądu, paliwo jest wydzielane. Przerwy w dostawie prądu stały się codziennością. Nadzwyczajne są sytuacje, kiedy prąd jest, chociaż przez dwie lub trzy godziny dziennie – opowiada Dominik Derlicki, przedstawiciel Caritas Polska w Bejrucie.
Gdyby nie międzynarodowa pomoc, wielu mieszkańców Bejrutu nadal wegetowałoby bez dachu nad głową, nie mając co włożyć do garnka.
– Nasze działania są wielokierunkowe. To między innymi cztery transporty humanitarne zorganizowane we współpracy z Wojskiem Polskim, łącznie 20 ton ładunku: żywność, środki czystości, środki ochrony przeciwko COVID-19, 100 koncentratorów tlenu – wylicza Sylwia Hazboun, kierownik działu Bliski Wschód w Caritas Polska. – Włączyliśmy się również w programy odbudowy - dodaje.
Jeden z nich to adresowany bezpośrednio do mieszkańców projekt Building Back Beirut, zakładający wsparcie finansowe na przeprowadzenie niezbędnych napraw i remontów, doraźną pomoc gotówkową kierowaną do gospodarstw domowych w najtrudniejszej sytuacji lub do osób, które straciły w wybuchu dobytek o znacznej wartości, a także wsparcie psychologiczne dla osób doświadczających traumy. - Współfinansujemy też remont kompleksu budynków socjalnych, aby zapewnić godne warunki życia ubogim i stworzyć możliwości zarobku przy remoncie syryjskim uchodźcom i potrzebującym pracy Libańczykom – wylicza Hazboun.
Program Rodzina Rodzinie
Ważnym komponentem polskiej pomocy jest objęcie od tego roku 133 libańskich rodzin programem Rodzina Rodzinie. Udział w inicjatywie zapewnia beneficjentom regularne wsparcie finansowe. Otrzymywane środki, przekazywane przez rodziny z Polski, Libańczycy mogą przeznaczyć na przykład na zakup żywności, leków, czy opłacenie czynszu.
Dla Therese Halaby, samotnej schorowanej 60-latki, dodatkowe zasilenie domowego budżetu to prawdziwe błogosławieństwo, zwłaszcza przy wciąż rosnących cenach leków. – Moje leki na słuch kosztowały 33 funty, potem 70, a teraz 166. A co, jak jeszcze podrożeją? – zastanawia się kobieta. – Raz byłam głucha przez dwa tygodnie. Nic nie słyszałam, nawet telefonu. To było straszne, nie wiedziałam, co robić - wyznaje. Dzięki pomocy Caritas, Therese nie musi obawiać się, że zabraknie jej pieniędzy na lekarstwa.
Ks. Marcin Iżycki, dyrektor Caritas Polska, podkreśla, że na co dzień nie zdajemy sobie sprawy z realiów życia w miejscach, gdzie problemem jest zaspokojenie podstawowych potrzeb, tymczasem łatwo możemy wpłynąć na poprawę sytuacji konkretnych ludzi. - Takie smutne rocznice, jak ta – wybuchu w Bejrucie – kierują ku nim nasze myśli i modlitwy, są okazją, aby zatrzymać się w biegu i przyjrzeć się ich problemom. Nie rozwiążemy wszystkich problemów, ale możemy uczynić życie tych ludzi znośniejszym – przypomina ks. Iżycki i apeluje o wsparcie programu Rodzina Rodzinie, z którego korzystają potrzebujący pomocy mieszkańcy Bejrutu, a także Syrii, Strefy Gazy i irackiego Kurdystanu.
CZYTAJ WIĘCEJ W PREMIUM:
Źródło: tvn24.pl, Caritas Polska, PAP