Według badań Pew Research Center z ubiegłego roku, aż 83 proc. Amerykanów zgadza się z poglądem, że "trzeba zwracać mniejszą uwagę na problemy za granicą i skupiać się na problemach w kraju". Nigdy przedtem w ostatnim półwieczu tak wysoki odsetek obywateli USA nie wyrażał takiej opinii.
Zniechęcenie światem
Po wzmocnieniu kontyngentu wojsk w Afganistanie w 2010 r., wbrew radom części kierownictwa administracji, w tym wiceprezydenta Joe Bidena, prezydent Barack Obama z coraz większymi oporami decyduje się na militarne zaangażowanie USA w zamorskie konflikty. Przykładem był amerykański udział w operacji NATO w Libii, do której Waszyngton przyłączył się dopiero po naleganiach Francji. Wobec arabskiej wiosny Obama prowadzi politykę "przywództwa z drugiej linii", oddając inicjatywę Europie, i odmawia dostaw broni dla powstańców w Syrii. Popiera też znaczne cięcia budżetu Pentagonu.W Partii Republikańskiej (GOP) mamy do czynienia z podobną zmianą nastrojów. Republikański kandydat prezydencki w zeszłorocznych wyborach Mitt Romney zapowiadał zwiększenie nakładów na zbrojenia i nawoływał, aby obiecać Izraelowi, że USA poprą ewentualny atak prewencyjny na Iran na tamtejsze instalacje nuklearne. Obecnie wśród Republikanów rozgorzał spór między zwolennikami tradycyjnego prężenia muskułów w polityce zagranicznej, z byłym kandydatem do Białego Domu, senatorem Johnem McCaine'em na czele, a izolacjonistami, którzy - jak senator Rand Paul - sugerują wycofywanie wojsk amerykańskich z zapalnych regionów, a nawet krytykują użycie samolotów bezzałogowych przeciw Al-Kaidzie. Ci ostatni są coraz głośniejsi i liczniejsi, a Paul, związany z populistyczno-prawicową Tea Party, uchodzi w GOP za wschodząca gwiazdę.- To uderzające, jak tworzy się polityczny, ponadpartyjny konsens na rzecz strategicznej powściągliwości. Nie licząc kilku republikańskich senatorów, w Kongresie nie ma np. poparcia dla większego zaangażowania USA w Syrii. Demokraci i Republikanie mają dziś do czynienia z elektoratem, który uważa, że Ameryka jest za bardzo uwikłana w światowe konflikty i powinna raczej skupić się na problemach krajowych - powiedział PAP znany politolog z Uniwersytetu Georgetown, Charles Kupchan, związany też z Radą Stosunków Międzynarodowych (CFR).
Kurs na izolację
Nurt "America First" (Ameryka na pierwszym miejscu) dominował w Partii Republikańskiej mniej więcej do lat 70., gdy stopniowo doszła w niej do głosu i przeważyła prawica "internacjonalistyczna" - zwolennicy twardego kursu wobec komunizmu w okresie zimnej wojny, z prezydentem Ronaldem Reaganem jako jego głównym orędownikiem. W 20 lat później pałeczkę przejęli neokonserwatyści, nawołujący do wzmocnienia imperialnej hegemonii Ameryki po rozpadzie ZSRR. Po ataku na USA 11 września 2001 r. to oni doprowadzili do inwazji na Irak.Wojna ta, w której życie straciło ponad 4 tys. żołnierzy amerykańskich i kilkadziesiąt tysięcy Irakijczyków, powszechnie uznawana dziś za kolosalny błąd strategiczny, uruchomiła trend sprzeciwu wobec "wojen z wyboru", podejmowanych bez bezpośredniego zagrożenia interesów bezpieczeństwa USA. "Syndrom Wietnamu" zastąpiony został "syndromem Iraku". Według amerykańskich komentatorów, cierpi nań sam Obama, a jeszcze bardziej wiceprezydent Joe Biden, ale zarazili się nim także Republikanie.Polityka prezydenta, czyli wyznaczenie harmonogramu ostatecznego wycofania wojsk z Afganistanu, bierność w sprawie kryzysu syryjskiego, poparcie głębokich cięć budżetu zbrojeniowego i redukcji arsenału nuklearnego USA, a także rezygnacja z czwartego etapu budowy tarczy antyrakietowej w Europie, spotyka się z krytyką ze strony konserwatystów.
Wielki błąd prezydenta?
Zdaniem Eliota Cohena, dyrektora programu badań strategicznych Szkoły Zaawansowanych Studiów Międzynarodowych (SAIS) Uniwersytetu Johna Hopkinsa w Waszyngtonie, Obama de facto stopniowo "wycofuje się z militarnych zobowiązań USA za granicą", które w ostatnim półwieczu gwarantowały bezpieczeństwo ich sojusznikom.Osłabienie tak rozumianego przywództwa Ameryki grozi w przyszłości destabilizacją i chaosem w takich regionach świata jak Azja Wschodnia i Zatoka Perska - ocenia. Cohen przypomniał o rosnącej agresywności Chin i nieudanych próbach zmuszenia Iranu za pomocą sankcji do rezygnacji ze zbrojeń atomowych.Prawica atakuje też Obamę za dążenie do eliminacji broni atomowej i niemodernizowanie amerykańskiego arsenału atomowego. Jego krytycy podkreślają, że Rosja, a zwłaszcza Chiny, modernizują swoją broń nuklearną.
Słuszne podejście?
Inni komentatorzy uważają jednak, że polityka obecnej administracji, kładąca nacisk na "soft power", dyplomację i współpracę z innymi państwami, jest najlepszą opcją w przypadku najbardziej zapalnych dziś konfliktów: z Iranem, reżimem prezydenta Baszara el-Asada w Syrii i Koreą Północną.Jak sugeruje w konserwatywnym "Wall Street Journal" jego czołowy publicysta Gerald F. Seib, we wszystkich trzech konfliktach Obama ma rację, polegając na sankcjach, nacisku dyplomatycznym oraz współpracy z ONZ i innymi krajami. Jest to niezbędne, aby na arenie międzynarodowej izolować te dyktatorskie reżimy, podczas gdy użycie siły grozi niepotrzebnymi wojnami.
Autor: mk//tka / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: US DoD