Tureckie samoloty zbombardowały kurdyjską wioskę po irackiej stronie granicy - donoszą źródła irackie, lecz Ankara zapewnia o zamiarze pokojowego rozwiązania konfliktu na gorącym pograniczu.
Iracki oficjel, który prosił o anonimowość, twierdzi że Turcy zbombardowali i to ciężko wioskę niedaleko miejscowości Shiranish Islam. Nie potrafił jednak powiedzieć nic pewnego o stratach lub zniszczeniach.
Tych nalotów Ankara nie potwierdza, ale źródła w wywiadzie przyznają, że w ostatnich trzech dniach tureckie lotnictwo wielokrotnie naruszało przestrzeń powietrzną Iraku w poszukiwaniu kurdyjskich partyzantów. W głąb terytorium sąsiada, ok. 10 km, wkroczyła również turecka piechota. - Zabiliśmy 34 członków Partii Pracujących Kurdystanu i wycofaliśmy się do baz - twierdzi przedstawiciel specsłużb.
Turcja nasiliła akcje wojskowe przeciw Kurdom atakującym ich z terytorium Iraku po niedzielnej zasadzce, jaką urządzili partyzanci. Zginęło w niej 12 żołnierzy, a turecka ulica jeszcze uporczywiej zaczęła domagać się odwetu i kurdyjskiej krwi.
Turecka ulica chce wojny
Tego, że rząd, który dzięki parlamentowi ma taką możliwość, posłucha ulicy, obawia się Waszyngton, a jeszcze bardziej Bagdad. W opinii Białego Domu, ewentualna akcja militarna Ankary w północnym Iraku doszczętnie zniszczyłaby i tak już kruchy pokój względnie tam panujący. Dotychczas irackiemu Kurdystanowi skutecznie udawało się uniknąć losu reszty kraju pogrążonego w religijnych waśniach i wstrząsanego codziennie eksplozjami zamachów.
Na początku listopada z misją ratunkową do Ankary przyleci amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice, którą będzie przekonywać Turków do wybrania innej, mniej otwartej formy eliminacji kurdyjskich partyzantów. Tyle, że rząd pod presją społeczeństwa może nie mieć wystarczającej cierpliwości i chęci, by utrzymać palących się do walki generałów.
Źródło: Reuters, TVN24